Licznik Odwiedzin
Dziś | 179 | |
Wczoraj | 320 | |
Ten tydzień | 1079 | |
Poprzedni tydzień | 2245 | |
Ten miesiąc | 5064 | |
Poprzedni miesiąc | 6012 | |
Całkowity | 1570819 |
O PUŁKOWNIKU POŻARNICTWA JERZYM LGOCKIM |
Raz w życiu winien każdy z was , alpejskiej palmy zdobyć kwiecie, Abyście potem jako głaz byli na wszelki trud na świecie ! Raz dokonany męstwa cud, w żelazną pierś zakuje lód. I kto raz w życiu był ze stali, do końca ten się nie powali. /Kazimierz Przerwa- Tetmajer/ Opracowanie- Roman Świst W roku 1893 przypadała setna rocznica drugiego rozbioru I Rzeczypospolitej. Przeto na terenach nieistniejącego państwa i zniewolonych przez trzech zaborców narodów- szczególnie polskiego, żarliwie mówiono o przyczynach oraz bolesnych skutkach dla polskiego społeczeństwa, tego i pozostałych rozbiorów i bezsilnych krwawych zrywach dla zrzucenia łańcuchów niewoli. Także na Podhalu przypominano owego roku, jak to w 1863r. do powstania w Królestwie Polskim, poszło się bić wielu młodych ludzi z Galicji, z Małopolski i Podhala, a oficjalnie, urzędowo z Królestwa Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim, Księstwem Oświęcimia i Zatora. Poszło, i często nie wróciło z pola bitewnej walki, zostawiając swe kości z dala od rodzinnego domu. Przypominano o tym, ze smutkiem, a i nieuprawnioną i daleką od rzeczywistości wtedy nadzieją, na rychłe odzyskanie niepodległości. Wierzono jednak, że nadejdzie taka chwila, choć nie potrafiono jej wskazać. I tak jak my obecnie, spierano się-co do racji, którymi kierowali się przywódcy, występując zbrojnie przeciwko potężnemu zaborcy. Dyskursy- atmosferą, skrajnościami wygłaszanych sądów, opinii i wyciąganych wniosków, zapalczywością- nie odbiegały, od toczonych obecnie, w sprawach najważniejszych. Po utracie niepodległości siły patriotyczne podejmowały działania, w tak ważnych dla przyszłości dziedzinach jak umacnianie świadomości narodowej i walka o odzyskanie politycznej niezależności. Tamtego-1893 roku, przyszedł na świat, w pewnej zasłużonej dla ojczyzny naszej, rodzinie szlacheckiej -Jerzy Lgocki- jak potem dowiodło jego życie, niebanalna i ważna postać polskiego pożarnictwa. Ważna, aczkolwiek mało znana. Wspominany jest - co prawda Jerzy Lgocki, w opracowaniach poświęconych Strażackiemu Ruchowi Oporu „Skała”’ i na temat polskiego pożarnictwa w okresie okupacji niemieckiej- niestety lakonicznie, by nie powiedzieć skąpo. Ponadto wzmianki o nim są mocno rozproszone, sprzeczne. Brakuje solidnej- choćby niedużej jego biografii. Nie jest to zawstydzające? Czy niniejszy skromny i niepozbawiony ułomności materiał wypełni, chociaż częściowo tę lukę? Częściowo- z pewnością tak. Jednak na wiele pytań nie daje on odpowiedzi. Kim był pułkownik pożarnictwa- Jerzy Lgocki? Dlaczego uznać go trzeba za jedną z najważniejszych postaci polskiego pożarnictwa? W poniższym artykule postaram się tą nietuzinkową i ponadprzeciętną postać przybliżyć. Protoplaści Jerzego Lgockiego- z rodu Orla „Szaszor”, Tetmajerowie i inni Po raz pierwszy przedstawiciele rodu Lgockich- wywodzących z Lgoty, w dokumentach zostali wymienieni, w 1380, a jeden z nich –Jakób- podany został wtedy, jako właściciel, może dzierżawca gruntów i osady Lgota (zapisano Lgohta, co oznaczało grunty uzyskane po wykarczowaniu lasu i wolne czasowo, od powinności), koło Witanowic niedaleko Wadowic. Lgoccy, widoczni w wielu dokumentach- zaliczani do drobnej szlachty małopolskiej- na przestrzeni kilku stuleci pełnili szereg urzędów, godności na szczeblu lokalnym, w księstwie i ziemi oświęcimsko-zatorskiej, Małopolsce, jak np. Franciszek, który żył w l.1649-1729, i był podwojewodzim krakowskim i królestwie. Działali Lgoccy, w Galicji i na Ziemi Krakowskiej czy na Podhalu. Wreszcie w niepodległej Polsce. Walczyli przeciw nawale szwedzkiej i bronili, jak np. Kazimierz (Jan Kazimierz) - miecznik i wojski oświęcimski oraz konsyliarz konfederacji barskiej, oraz bili się o niepodległość Rzeczypospolitej jak Józef- poseł na Sejm w 1764r., a także elektor i chorąży regimentu konnego koronnego, ostatniego króla polskiego i Sebastian-poseł na wspomniany Sejm. Służyli w siłach zbrojnych korony polskiej, armii cesarskich Habsburgów, jak Ludwik Aleksander i wnuk Kazimierza- Jan Nepomucen Feliks-mjr tej armii, cesarski baron i w końcu, w II RP- jak np. Krzysztof, Stanisław i Stefan, który w II RP, był posłem na sejm z ramienia Obozu Zjednoczenia Narodowego. Byli wśród Lgockich duchowni kościoła krakowskiego, jak kanonik Jan, żyjący w latach 1386-1452, który pewnie, był synem wspomnianego wcześniej Jakóba. Inny, Stanisław, w XVII w, był prebendarzem w katedrze wawelskiej. Przedstawiciele tego rodu wchodzili w związki małżeńskie z członkami często znamienitych rodów i stawali się krewnymi poprzez te związki, m. in. z: Dembińskimi h. „Rawicz”, Duninami h. „Łabędź”, Lisickimi h. „Prus”, Ponińskimi h. „Łodzia”, Psarskimi h. „Jastrzębiec”, Rozwadowskimi h. „Trąby”, Starowiejskimi h. „Biberstein”, Szczytnickimi h. „Belina”, czy Tetmajer- Przerwa (częściej używana pisownia-Przerwa- Tetmajer). Do stanu szlacheckiego, w 1560r. podniósł ich król Zygmunt II August- ostatni na tronie polskim Jagiellon, za zasługi na rzecz dworu i samego króla- kilku Lgockich, i dał Janowi Lgockiemu z Lgoty (ur. przed 1530r- zm. w 1584) - swemu dworzaninowi, herb, zawołanie -Orla (po węgiersku –orzeł, ”Szaszor”, „Sas”), co oznaczało orła bez głowy. Herb ten ma pochodzenie węgierskie i wg legendy przywędrował na ziemie polskie, na początku XIV w. Pierwszym, który go otrzymał, był kasztelan poznański Andrzej z Koszanowa. Stało się to w 1340r. Otrzymywali go przedstawiciele wielu innych polskich rodów, np. Bukowscy, Orłowscy czy Suscy. Czym kierował się nasz władca i jego kancelaria dając taki właśnie herb, zawołanie? Niestety nie wiemy. W tym czasie król miał już trzecią żonę-Katarzynę z Habsburgów, która podobnie jak pierwsza, była córką Ferdynanda I Habsburga- koronowanego na króla czeskiego- 27 lutego 1527r., i króla węgierskiego, koronowanego tego samego roku-3 listopada. Cesarzem i najpotężniejszym władcą w Europie, Ferdynand został w 1556r.Chyba warto zauważyć, że żoną Habsburga, była Anna Jagiellonka – córka Władysława Jagiellończyka, króla Czech i Węgier- syna Kazimierza IV Jagiellończyka. Dworzanin Jan Lgocki doczekał momentu, kiedy księstwo oświęcimskie z zatorskim, zostały włączone do Korony. Wcześniej należało do Śląska i Czech. Inna sprawa, że przed Ferdynandem na tronach czeskim i węgierskim, zasiadał Ludwik Jagiellończyk, wcześniej – jak się już rzekło- jego ojciec Władysław. Całe to męskie grono, było bardzo blisko spokrewnione - co jednak Polsce, Koronie, wiele w przyszłości nie pomogło, chyba, że uznamy za szczerość cesarzowej Marii Teresy z Habsburgów- pra…prawnuczki rzeczonego Ferdynanda I, która podpisując pierwszy traktat rozbiorowy w 1772r., podobno miała z tego powodu rzewnie płakać. Ot, jaka wrażliwa była owa cesarzowa i cierpiąca, do bezkresnego bólu. A bo to ona jedna. Jerzy Lgocki przyszedł na świat 31 października 1893r., w pod nowotarskiej Łopusznej nad Dunajcem i jego dopływem-Łopuszną, w słynnym dworku Tetmajerów, z ojca Aleksandra (1855-29 kwietnia 19.., a żył jeszcze w 1911r., kiedy zasiadał w Radzie Powiatowej w Nowym Targu) i Anieli Szczytnickiej herbu „Belina”, urodzonej ok roku 1860. Z kolei jej matka, a przez to babka Jerzego-Melania Franciszka Feliksa, pochodziła z Psarskich herbu „Jastrzębiec”, znanego od 1319r. Jej dwóch krewniaków -Józef i Konstanty zginęło podczas powstania styczniowego. Rodzinna Łopuszna została założona w XIV w, za panowania króla Kazimierza III Wielkiego, w dobie ponownego kolonizowania Kotliny Nowotarskiej i należała do królewszczyzny. Jerzy był jedynakiem. Otrzymał imię na pamiątkę swych dwóch, a może trzech przodków żyjących i działających w XVII i XVIII w, z których jeden był cześnikiem. Po stronie ojca, dziadkami Jerzego byli - Kazimierz hrabia Lgocki (żył od 1823r. do 29 kwietnia 1891r.) i Kamila z Tetmajerów. Kamila, była córką Leona Przerwy-Tetmajera z Łopusznej, który żył w l. 1800-1881, i Ludwiki Lisickiej- córki konfederata barskiego. Kazimierz i Kamila pobrali się ok.1850r. Z kolei pradziadek Jerzego Leon, był wybitnym działaczem niepodległościowym i synem Wojciecha, który jako pierwszy z Tetmajerów osiedlił się na Podhalu i wszedł w posiadanie dóbr w Ludźmierzu- 7 czerwca 1819r. lub dwa lata wcześniej. Rzeczony Wojciech oraz jego brat Stanisław- sekretarz Sądu Krajowego (czy aby nie sądu szlacheckiego, jednego z trzech na terenie zaboru austriackiego) w Tarnowie, zostali podniesieni do szlachty galicyjskiej, 21 marca 1794r., przez cesarza Franciszka II (I) Habsburga, jako Tettmayer von Przerwa. Pisownia nazwiska-Tettmayer, każe wskazywać na austriackie lub niemieckie pochodzenie rodziny. Nie można wykluczyć, że dotarli oni do Galicji z Czech. Wiemy, że po włączeniu do monarchii Habsburgów ziem Rzeczypospolitej (w przypadku Podhala nastąpiło to już 19 lipca 1770r.), kierowano do służby państwowej czy wojskowej zaborcy, obywateli Austrii, Węgier, zgermanizowanych Czechów, a ci, bywało czasami, że zafascynowani nową ojczyzną, utożsamiali się z Polakami, Polską- jej kulturą, historią, obyczajami i tradycją. Wiedzmy jednak, że przybywający tu cesarscy urzędnicy, oficerowie – słowem ludzie zaborczego aparatu, w zdecydowanej większości, żyli w przekonaniu swej wyższości, a galicyjską, małopolską ludność traktowali wyniośle i myśleli o jak najszybszym wzbogaceniu się i awansach. To oni nazywali pogardliwie zajęte tereny krajem niedźwiedzi-Bärenland, a sprawowane przez nich rządy miały charakter policyjny. Często też przybysze, reprezentowali warstwy mieszczańskie i jeszcze częściej, wydawało się im, że przewyższają polską, tutejszą szlachtą, kulturą i intelektem. W przypadku Tetmajerów –jak dowiodła przyszłość-było inaczej. Ci szybko stali się orędownikami i bojownikami, w walce o sprawy swej nowej ojczyzny. Brat pradziadka wcześniej wspomnianego Leona-Józef, był polskim działaczem niepodległościowym, cenionym matematykiem, poetą i geometrą, który pracował przy budowie dróg we… Francji. Brał udział w powstaniu listopadowym i działał w partyzantce płk Józefa Zaliwskiego, uczestnika spisku podchorążych i dowódcy akcji zbrojnej, która miała wywołać w Królestwie Polskim, powstanie przeciwko władzy carskiej. Przyjaźnił się też z Sewerynem Goszczyńskim, który bywał w jego dworze. Był też członkiem-korespondentem Akademii Umiejętności w Krakowie. Wypada, w końcu powiedzieć, że majętność w Łopusznej, weszła w posiadanie Lisickich gdzieś od koniec XVIII w, pewnie po pierwszym rozbiorze I Rzeczypospolitej, a słynny dwór, będący istną perełką dawnej szlacheckiej architektury, pobudował Romuald Lisicki, w 1782r. lub 1790r. W nim to przebywał po upadku powstania listopadowego Seweryn Goszczyński, a w 1846r., Jan Kanty Andrusikiewicz- przywódca powstania chochołowskiego. W 1889r., kiedy zeszła była Ludwika Lisicka, dobra poszły w ręce dziadków Jerzego-Kamili i Kazimierza, którzy wcześniej- od 1872r. posiadali dobra w Lipnicy Górnej pod Bochnią. Te wcześniej, były w rękach Brodzińskich, a potem Ledóchowskich- znaczących polskich rodów. Jerzy Lgocki- uczeń, żołnierz i obywatel Jerzy Lgocki wyrastał w atmosferze świętości wartości patriotycznych- miłości do zniewolonej ojczyzny, którą sąsiedzi wymazali z map. Wartości, a przez to i głębokiej wiedzy o jej burzliwych dziejach. Była ona przekazywana z pokolenia na pokolenie, a trzeba wiedzieć, że na Podhalu panował szczególny klimat umiłowania dla ojczyzny. Gdy miał roczek na terenie zaboru austriackiego uroczyście obchodzono setną rocznicę insurekcji kościuszkowskiej. Nie mógł o tym wiedzieć Jerzy, ale z pewnością rodzice wozili go na liczne z tej okazji uroczystości patriotyczne, religijne. Już, jako maleńki chłopiec chłonął opowieści z historii, upadku i nieudanych zrywach, które miały doprowadzić do rozerwania łańcuchów niewoli. Co myślał? Pewnie zgadzał się z opowieściami dziadka czy ojca i wiedział, że musi jego kraj być wolnym. I on też. W 1904r. Jerzy Lgocki wstąpił do gimnazjum w Nowym Targu, które otwarto uroczyście 10 września 1904r. Wśród honorowych gości uroczystości, był - co naturalne, jego ojciec Aleksander, w tym momencie wiceprzewodniczący Rady Powiatu Nowotarskiego, a za dwa lata ojciec chrzestny sztandaru szkoły. Obserwując poważne, ale i rozradowane twarze uczestników otwarcia szkoły, Aleksander Lgocki zapewne myślał też o Adolfie Przerwie-Tetmajerze z Ludźmierza- uczestniku Powstania Listopadowego, który jako marszałek powiatu nowotarskiego i poseł na Sejm Krajowy, już w 1862r. rzucił pomysł utworzenia w Nowym Targu tej placówki oświatowej. W podniosłej uroczystości brał też udział- już wtedy cieszący się wielkim autorytetem, prof. dr Henryk Jordan z Krakowa, pionier wychowania fizycznego na ziemiach polskich i twórca pierwszego publicznego ogrodu gier i zabaw oraz ćwiczeń fizycznych dla dzieci i młodzieży, radca dworu CK, poseł do Sejmu Krajowego i członek Rady Szkolnej Krajowej. Ta wielka postać i kolejne, z którymi osobiście stykał się na swej życiowej drodze Jerzy Lgocki, wywarły, wywierały na inteligentnym chłopcu niezatarte wrażenie. Pierwszym dyrektorem nowotarskiego gimnazjum, które po latach otrzymało patrona w osobie Seweryna Goszczyńskiego, został dr fil. Kazimierz Krotoski, który uczył historii i geografii. Był on ważną postacią w życiu miasta i zasiadał w Radzie Miejskiej Nowego Targu. Ten wielkopolanin z urodzenia, nim objął posadę dyrektora, uczył historii w krakowskim, podgórskim gimnazjum, do którego uczęszczał w l. 30. XX w, Wiesław Lgocki- syn Jerzego. Wcześniej uczył w gimnazjach w samym Krakowie, Lwowie i Nowym Sączu. Krotoski napisał szereg prac z zakresu historii Polski. Był wybitnym historykiem i autorem podręczników szkolnych. Jerzy Lgocki, rozpoczął naukę 6 września 1904r. w gronie 80 uczniów szkoły. Grupa, klasa I została podzielona na dwa oddziały. Jego oddział oznaczony został literą- b. Gwoli historycznej dokładności wtrąćmy, że największą rolę w uruchomieniu pierwszej na Podhalu szkoły średniej, odegrał poseł do Sejmu Krajowego i ówczesny nowotarski lekarz powiatowy dr Jana Brzeziński, który za kilka lat, u progu niepodległości, będzie stał na czele Polskiej Komisji Likwidacyjnej na powiat nowotarski oraz Spisz i Orawę. Ten wielki człowiek jeszcze za życia nazywany będzie zasłużenie „Ojcem Spisza i Orawy”. Komisja, którą kierował będzie dr J. Brzeziński, wypełniała niezwykle potrzebne funkcje dotychczasowej administracji austro-węgierskiej. Organizowała działalność służb porządkowych, komunalnych czy zaopatrzenie ludności w żywność. Swą pracą i podejmowanymi decyzjami zapobiegała chaosowi, anarchii tak typowej dla rewolucyjnych chwil. Podlegała ona pod utworzoną 28 października 1918r. w Krakowie, przez polskich posłów do parlamentu austriackiego, Polską Komisję Likwidacyjną dla Galicji i Śląska Cieszyńskiego. Jej zadaniem było organizowanie administracji polskiej na tym obszarze. Przewodniczącym komisji, był Wincenty Witos, a do czołowych działaczy należał Włodzimierz Tetmajer. Jerzy Lgocki był dobrym i pilnym uczniem. W czwartej i piątej klasie został objęty specjalnym programem przysposobienia pożarniczego. Stało się to po tym, jak władze oświatowe, na wniosek kierownictwa Krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Królestwa Galicji i Lodomerii, wydały 25 lutego 1908r. okólnik w sprawie szkolenia pożarniczego i tworzenia gimnazjalnych oddziałów pożarniczych. Opiekunem strażackiej młodzieży nowotarskiego gimnazjum, został nauczyciel gimnastyki Szczęsny Połomski. Był on jednocześnie nauczycielem nowotarskiej szkoły ludowej. Idea organizowania szkolnych drużyn strażackich, szkolnych straży pożarnych, została podjęta, podczas XII Krajowego Zjazdu Ochotniczych Straży Ogniowych, jaki odbył się 21 i 22 lipca 1907r. we Lwowie. Zanim gimnazjaliści stali się ”prawdziwymi” strażakami, musieli odbyć szkolenie, które przeprowadzono w dwóch etapach. Wstępny, przygotowawczy, odbył się z udziałem strażaków z nowotarskiej OSP, którą założono w 1881r., a zasadniczy, rzec można fachowy etap, przeprowadzono w dniach od 3 do 5 czerwca 1908r. Kierownikiem tego kursu oraz instruktorem, był legendarny Antoni Szczerbowski - od 1892r. kierownik biura i sekretarz Rady Zawiadowczej Krajowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych Królestwa Galicji i Lodomerii z Wielkim Księstwem Krakowskim, Krajowego Związku Straży Ogniowych we Lwowie. Pomagał mu, dr Bronisław Allaband Dulęba-także członek Rady Zawiadowczej i wiceprezes Zarządu Głównego Towarzystwa Kółek Rolniczych we Lwowie. Ten lwowiak przez wiele lat uczył w szkole ludowej w Szynwałdzie pod Tarnowem. Tam też zmarł w 1920r. Antoni Szczerbowski, który kojarzony jest z Jarosławiem, a jeszcze bardziej z legendarną drabiną, przyszedł na świat 5 czerwca 1859r. w Kętach k/Oświęcimia. Zmarł, we Lwowie 24 września 1912r. I on był z zawodu nauczycielem. Obaj z Dulębą wyrastali ponad epokę. Odegrali ogromną rolę w dziele podnoszenia poziomu życia i oświaty wiejskiej, okropnie zacofanej galicyjskiej wsi. Nieśli postęp na wszystkich obszarach środowiska wiejskiego. I oni są obecnie zapomniani jakoś. Edukację w gimnazjum zakończył Jerzy Lgocki, 29 czerwca 1909r.i uzyskał świadectwo z lokatę ósmą pośród siedemnastu uczniów, którzy uzyskali promocję Zakwalifikowany został do uczniów uzdolnionych. Nie znalazł się w czwórce prymusów klasy, która na początku roku szkolnego liczyła 25 uczniów. Uzupełnijmy, że wychowawcą, gospodarzem klasy Lgockiego, był nauczyciel języka polskiego, łaciny oraz greki (tak, tak) - Franciszek Ćwikowski. Jednym z nauczycieli Lgockiego, był dr n. med. Edward Lubicz-Niezabitowski, paleontolog, zoolog i przyrodnik. Członek Komisji Fizjograficznej Akademii Umiejętności. W przyszłości dyrektor nowotarskiego- już państwowego –gimnazjum, profesor i rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Wtrąćmy przy tej sposobności, że galicyjskie gimnazja były świetnymi szkołami średnimi. Niezależnie od realizowania w nich obowiązkowych przedmiotów, w tym nauki języków angielskiego i niemieckiego, działały w nich liczne koła zainteresowań- np. archeologiczne, orkiestry. Rozwijała się w nich kultura fizyczna, sport oraz turystyka i krajoznawstwo. Gimnazjaliści uczestniczyli często, w poza programowych wykładach prowadzonych przez profesorów uniwersyteckich. Po ukończeniu edukacji w Nowym Targu, młody Lgocki trafił do stolicy cesarstwa austro-węgierskiego- wielkiego i wspaniałego Wiednia. Podjął tam naukę w renomowanej i popularnej Akademii Handlowej, która przygotowywała do pracy na stanowiskach kierowniczych w branży handlowej, kupieckiej. Nie była to wtedy jednak wyższa uczelnia. Potwierdza ten fakt, fragment Sprawozdania Komisji Rewizyjnej m. st. Warszawy z 20 marca 1936r., stwierdzający, że żaden z dziesięciu- w tym Lgocki- oficerów Warszawskiej Straży Ogniowej, w tym czasie, nie posiadał wyższego wykształcenia. Mieli takie-jeden podoficer i jeden strażak. Zwróciła na to uwagę komisja i poczyniła sugestię, by obu panów skierować na szkolenie oficerskie. Czy tak się stało- nie wiemy. Niezależnie od nauki w akademii, poznawał jedno z najciekawszych na świecie miast. Jego przebogatą kulturę, i wspaniałe zabytki architektury. Stykał się z polskimi akcentami Wiednia, których było i jest tam do dzisiaj wiele. Jedna ze stolic świata ówczesnej epoki Wiedeń, czyniła go z każdym momentem, człowiekiem światowym, nowoczesnym. W trakcie nauki, prawdopodobnie po trzecim roku, zgodnie z ówczesnymi wymogami, odbył służbę w Szkole Jednorocznych Ochotników- Einjährig- Freiwilliger. Wstępując do niej musiał mieć ukończony 18 rok życia. Jako szlachcic miał prawo wyboru rodzaju broni i miejsca pełnienia służby. Piszącemu ten tekst, nie udało się ustalić gdzie Lgocki odbywał służbę wojskową, ale z uwagi na swoje stałe zameldowanie na terenie I Okręgu Armijnego, którego dowództwo stacjonowało w Krakowie, była to raczej krakowska Szkoła Oficerów Rezerwy- Reserveroffizierschule der Artillerie, w której jednoroczni ochotnicy przechodzili edukację oficerską. W owym czasie, w Krakowie stacjonowały m. in. pułki artyleryjskie armii cesarskiej: 1 i 3 artylerii polowej oraz 2- wałowej. Po rocznej służbie połączonej z nauką rzemiosła wojskowego, artyleryjskiego, Lgocki zdał egzamin oficerski, po czym został mianowany chorążym rezerwy. Następnie został- zgodnie z ówczesną pragmatyką wojskową- przeniesiony do rezerwy na okres 10 lat. Nie znamy momentu awansowania Jerzego Lgockiego do rangi podporucznika. Czy nastąpiło to jeszcze przed wybuchem wojny, a po odbyciu obowiązkowych ćwiczeń wojskowych? Wg wszelkiego prawdopodobieństwa Akademię Handlową, Jerzy Lgocki ukończył w 1914r. Czym zapisał się ów rok w historii naszego kraju, kontynentu i świata dobrze wiemy. Z pewnością został nasz bohater wtedy zmobilizowany do armii cesarstwa austro-węgierskiego. Do której jednostki trafił, niestety nie udało się piszącemu niniejsze słowa, ustalić. Jeśli przyjąć, że miał przydział do macierzystego korpusu krakowskiego to wałczył, w składzie 1 Armii CK, na ziemiach polskich. W 1915r.(1 września owego roku, wstrzymano werbunek do Legionów Polskich) Lgocki miał wstąpić do legionów- tak piszą autorzy „Strażackiej wierności…”, s. 21, wyd. II), Jeśli przyjąć jego służbę w legionach za fakt, to już ustalenie jednostki, w której mógł się on znaleźć, jest przy obecnym stanie wiedzy bardzo trudne. Czy był to któryś z pułków II Brygady Legionów zwanej Karpacką, Żelazną? Dlaczego ta brygada? A no, dlatego, że trafiło do niej wielu Galicjan właśnie. Tą słynną brygadę utworzono 8 maja 1915r. Czy do niej trafił?, skoro jego nazwiska nie ma w niekompletnym spisie oficerów legionowych, który sporządził chorąży Wacław Majdykowski. Ów spis- opatrzony datą 6 czerwca 1917r.- został przez niego przekazany do Biblioteki Jagiellońskiej, dnia 6 czerwca 1947r. przez samego autora, który w tym czasie pełnił służbę w krakowskiej Komendzie Uzupełnień. Spis zawierał nazwiska oficerów, którzy znajdowali się w szeregach legionów 1 kwietnia 1916r., ale w spisie Majdykowskiego nie ma innego Lgockiego- kuzyna Stefana, który miał służyć w legionach, od 4 września 1914r., by z czasem trafić do 3 Pułku Piechoty Legionów Polskich. Pułku, który wchodził w skład II Brygady Legionów Polskich. W 1919r. uczestniczył on w walkach o Śląsk Cieszyński jako oficer 9 kompanii 2 Pułku Strzelców Podhalańskich. Ojcem Stefana, który jako plutonowy został odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari klasy V, był Stanisław Lgocki, który żył w l. 1853-1912. Inny jego daleki krewniak- Jan Włodzimierz z Lgoty, który w II RP został pierwszym naczelnym dyrektorem ZUS, służyć miał w LP- od 1914r. I on trafił z czasem do II Brygady Legionów Polskich. Nie wiemy wreszcie, do jakiej jednostki został wcielony Jerzy Lgocki po kryzysie przysięgowym, w lipcu 1917r. i czy walczył potem jak 3500 galicjan- b. legionistów na froncie włoskim, w armii austriackiej. Bo to ze w niej służył jest ewidentne. Wspomnieć trzeba, że z jego rodzinnej wsi, do domów nie powróciło 25 sąsiadów- żołnierzy, którzy polegli w bojach wojny powszechnej. Ilu z nich, było kolegami Jerzego Lgockiego? Bo mimo swego pochodzenia, i znając jego charakter, takich miał na pewno. W pamiętnych, historycznych chwilach wybijania się na niepodległość, w odpowiedzi na rozruchy antywęgierskie i antysemickie, do jakich doszło, 4 listopada 1918r. na Spiszu i Orawie, nazajutrz w Jabłonce na Orawie, zwołano wiec ludności, podczas którego powstała Rada Narodowa Polska. Rada chwaliła przyłączenie do Polski polskiej części Spisza, Orawy i czadeckiego. Wobec powyższego zawarła ona porozumienie z Czechami. Inna sprawa, że tereny te stanowiły część Słowacji należącej do królestwa węgierskiego. Jednocześnie, w celu zapewnienia ładu publicznego, RNP zwróciła się do dr Jana Bednarskiego, który także prezesował Powiatowemu Komitetowi Organizacji Niepodległościowych w Nowym Targu, o pomoc wojskową. Taka przyszła błyskawicznie i już 6 listopada 1918r. do Suchej Góry, Jabłonki na Orawie, wkroczyły pododdziały-pewnie kompanie strzeleckie, dowodzone przez poruczników Emila Dąbrowskiego i Jerzego Lgockiego (Moś, s.15). Jednak jest informacja („Spisz i Orawa. W 75 rocznicę powrotu do Polski północnej części obu ziem”, Kraków 1995,s.71), że już 5 listopada na Orawę, wkroczył patrol wojskowy dowodzony przez por. Jerzego Lgockiego. Kompanie? dowodzone przez obu oficerów, wchodziły zdaje się, w skład formowanego na przełomie października i listopada 1918r., 2 Pułku Strzelców Podhalańskich, którego dowództwo kwaterowało kolejno w Poroninie, Limanowej i Nowym Targu. Dowódcą pułku, był mjr Jerzy Dobrodzicki - późniejszy gen. bryg. i dowódca Okręgu Korpusu w Lublinie. Polscy żołnierze, którzy wkroczyli na Spisz i Orawę, byli entuzjastycznie witani przez polską ludność. Zajęli oni pozycje, obsadzone dotychczas przez Węgrów. Niezależnie od czynności o charakterze patrolowym, wartowniczym i policyjnym, przez co dawali miejscowym Polakom niezwykle potrzebne poczucie bezpieczeństwa, żołnierze polscy prowadzili działalność uświadamiającą, narodowo-patriotyczną. Rozpowszechniali polską prasę i książki, a nawet uczyli polskich kolęd. Pamiętajmy, że w tamtych chwilach w Krakowie i Warszawie, działał Narodowy Komitet do Obrony Spisza, Orawy i Czadcy, któremu przewodził przyrodni brat Włodzimierza Przerwy- Tetmajera-Kazimierz, a sama kraina została włączona do Korony, jako zastaw w 1412r. W 1769r. przyłączono ją do Węgier. Miała ona należeć do pierwszych władców piastowskich. Po akcji na Spiszu i Orawie, wycofano wojsko w styczniu 1919r., ale niebawem, bo w trzeciej dekadzie tego miesiąca i przez ponad miesiąc, przyszło Lgockiemu uczestniczyć w walkach z wojskami czechosłowackimi na Śląsku Cieszyńskim. Gdy powrócił z frontu na podstawie dekretu kierownika Ministerstwa Spraw Wojskowych, płk Jana Wroczyńskiego (w II RP- tytularny gen. dyw.), z 19 lutego 1919r, a zamieszczonego w Dzienniku Rozkazów Wojskowych z dnia 6 marca 1919r., został przyjęty oficjalnie do Wojska Polskiego i jak dopisano- z byłej armii austro-węgierskiej- z przydziałem do dowództwa? 3 Pułku Artylerii Górskiej w Nowym (Starym?) Sączu. Tej jednostce na podstawie rozkazu kierownika Ministerstwa Spraw Wojskowych, Józefa Leśniewskiego, z dnia 12 lipca 1919r., zmieniono numer na 1. i przeniesiono ją do Nowego Targu. Ale w przywołanym dzienniku użyto numeru 1 dla tego pułku. Jednak zawiłości te nie są, w tym momencie dla nas najważniejsze. Pułk Lgockiego z powodu brak odpowiednich kwater dla żołnierzy w Nowym Targu, rozlokowano poza miastem, na terenie poligonu artyleryjskiego. Uzupełnijmy, że są źródła, które mówią, iż do formowania pułku przystąpiono (Jankowski, s. 3 i 4), na podstawie rozkazu ppłk Ottokara Brzozy-Brzeziny z końca października 1918r., a dowódca-od 3 listopada 1918r.- Okręgu Podhalańskiego, ppłk inż. Andrzej Galica, mjr Legionów Polskich i b. oficer austriacki oraz ojciec polskich formacji górskich i generał WP, realizował zadanie z rozkazu Dowódcy Okręgu Generalnego w Krakowie, gen. bryg. Emila Gołogórskiego- tyle, że ten objął to stanowisko 16 listopada 1918r. Jako mp. dla dowództwa pułku wyznaczono m. Podczerwone k/ Czarnego Dunajca i nad samą granicą państwową, przy czym jedna z pięciu organizujących się baterii za mp., miała Kraków-Łobzów. Dowódcą pułku został mjr art. Rudolf Lenne. Wg innej wersji (Kus, s.3, 5 i 6 oraz Moś, s.17) rozkaz o utworzeniu pułku mieli podpisać 25 stycznia 1919r., szefowie Sztabu Generalnego gen. dyw. Stanisław Szeptycki i Departamentu Artylerii i Uzbrojenia MS Wojsk.- gen. bryg? Antoni Kaczyński. Ten b. carski generał, objął to stanowisko 7 listopada 1918r. Na dowódcę pułku wyznaczono kpt. art. Henryka Trzosa. Gdy por. art. Lgocki podjął służbę, w pułku było ledwie kilku oficerów. Niebawem por. art. Jerzy Lgocki został dowódcą 1 baterii stacjonującej w Szaflarach pod Nowym Targiem. Kolejne baterie ulokowano w Białym Dunajcu i Ludźmierzu- również nieopodal Nowego Targu. Swoją drogą ciekawe, która wersja jest prawdziwa. A może jest jeszcze inna? Rozwiązania zagadki należy szukać, w ubogich niestety zasobach archiwalnych. Może zachowały się gdzieś oryginalne dokumenty z tamtych czasów, np. w zbiorach rodzinnych? Jest to jednak zadanie dla historyków polskiej wojskowości, a lepiej dla pasjonatów zajmujących się wojskowymi tradycjami Podhala. Jerzemu Lgockiemu nie było dane długo służyć w rodzinnych okolicach, bowiem zadania, przed którymi stała młoda ojczyzna w tamtych czasach, wymagały m. in. olbrzymiego, wysiłku militarnego. Stąd istniała pilna potrzeba organizowania nowych jednostek i kierowania na fronty i do powstań narodowych. W czerwcu najpóźniej 1919r. por. Jerzy Lgocki został przeniesiony ze swym pułkiem, do powstającego 6 pułku artylerii polowej, w znanym sobie bardzo dobrze Krakowie-Łobzowie. Do jego organizowania przystąpiono 24 maja 1919r., a weszli do niego jeszcze żołnierze szczątkowego - co prawda, krakowskiego 3 pułku artylerii wałowej, sformowanego 25 stycznia 1919r. Wśród pierwszych żołnierzy 6 pap znaleźli się także hallerczycy. Pułk ten zajął koszary b. austro-węgierskiego 1 pułku artylerii polowej- Feldkanonen Regiment Nr 1. Pierwszym dowódcą pułku został mjr art. Teodor Tański h. Nałęcz, a kolejnym mjr art. Karol Grodzicki. Nowy pułk Lgockiego oraz jeden z dywizjonów krakowskiego 6 pułku artylerii ciężkiej, utworzonego 6 czerwca 1919r., weszły do VI Brygady Artylerii, 6 Dywizji Piechoty-krakowskiej, którą rozpoczęto formować 9 maja 1919r. Pierwszym dowódcą tej dywizji został płk Franciszek Latinik, który w II RP, jako gen. dyw. pełnił szereg ważnych stanowisk w WP, ale i z nieukrywaną niechęcią odnosił się wobec np. oficerów legionowych, którym zarzucał niekompetencję i słabe kwalifikacje. Latnik dowodził frontami: cieszyńskim w 1919r. i północnym w podczas wojny polsko-bolszewickiej. Był też wojskowym gubernatorem stolicy podczas owej wojny. Reprezentował WP w Komisji Graniczno-Plebiscytowej, w Cieszynie. Był generałem najwyższej klasy. 6 pułk artylerii polowej przeszedł ciężki i chwalebny szlak bojowy podczas wojny polsko-bolszewickiej. Toczył boje z Ukraińcami, wojskami Rosji bolszewickiej, w tym ze słynną Armią Konną Siemiona Budionnego. Za swe czyny na polu walki został Jerzy Lgocki odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari klasy V i Krzyżem Walecznych. Wyprzedzając powiedzmy, że Jerzy Lgocki był odznaczany Krzyżem Walecznych, łącznie czterokrotnie. Te wysokie odznaczenia dowodzą jego męstwa na bitewnych polach. Przypomnijmy, że za służbę państwową Jerzy Lgocki, został dwukrotnie odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Jego wielki wkład, w walce o niepodległość Rzeczypospolitej, niezależnie od odznaczeń bojowych, podkreślono nadając mu Krzyż Niepodległości. Uczynił to prezydent Ignacy Mościcki. W tym miejscu wróćmy do wielkich krewniaków Jerzego Lgockiego ze strony babci Kamili- Włodzimierza i Kazimierza Tetmajerów (Przerwa-Tetmajer), niezwykle zasłużonych w walce o niepodległość i jej utrzymanie, a i dla polskiej kultury narodowej. Pierwszy, to znany malarz i grafik-uczeń Jana Matejki, urodzony w Harklowej, w sąsiedztwie Łopusznej. Był on aktywnym działaczem politycznym, niepodległościowym. Zasiadał w parlamencie Austrii, w l. 1911-1918. Zasłynął z rezolucji (28 maja 1917r.) w sprawie zjednoczenia i niepodległości Polski z dostępem do morza i przy pomocy Austrii. Należał do współzałożycieli PSL „Piast”, Podczas zakopiańskiego zjazdu- 25 -26 sierpnia 1912r.- przedstawicieli organizacji politycznych, niepodległościowych z terenu Galicji i Królestwa Polskiego, z udziałem m. in. Ignacego Daszyńskiego, Bolesława Limanowskiego, Józefa Piłsudskiego, czy Władysława Sikorskiego, został wybrany do 6 osobowego zarządu Polskiego Skarbu Wojskowego, którego celem było zbieranie funduszy na finansowanie przyszłej walki zbrojnej o niepodległość. Jeszcze tego roku, 10 listopada 1912r., w Wiedniu wszedł do Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych. Po wybuchu I wojny światowej, został członkiem Naczelnego Komitetu Narodowego w Krakowie. Z polecenia Józefa Piłsudskiego, od 1919r. zasiadł Komitecie Narodowym Polskim, a podczas konferencji pokojowej w Paryżu w 1919r., był ekspertem delegacji polskiej. W tych dniach, był świadkiem, a i uczestnikiem budowania nowego ładu w Europie i nie tylko. Podczas wojny polsko-bolszewickiej pracował w Komitecie Obrony Państwa na obszar Małopolski. Należał też do założycieli Związku Strzeleckiego w 1910r. i zaprojektował legendarny znak oficerski „Parasol”. Już w Polsce Niepodległej, Naczelnik Państwa Józef Piłsudski, desygnował go do składu pierwszej Kapituły Orderu Odrodzenia Polski. Włodzimierz, w czasach studenckich należał do krakowskiej Miejskiej OSP, podobnie jak m. in. Stanisław Wyspiański, który wcielił go w postać Gospodarza swego dramatu „Wesele”. Kazimierz Przerwa- Tetmajer- kuzyn Tadeusza Boya-Żeleńskiego, przyszedł na świat w Ludźmierzu. Piewca Podhala i Tatr. Był, znakomitym poetą, powieściopisarzem i nowelistą. Pracował, jako sekretarz Adama Krasińskiego, też pisarza i poety, pierwszego prezesa Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości oraz zięcia Kazimierza Badeniego- namiestnika Galicji, a następnie premiera Austrii. Tetmajera obdarzono godnością członka honorowego Polskiej Akademii Literatury. Prezesował Towarzystwu Literatów i Dziennikarzy. Należał do współzałożycieli Związku Podhalan. Aktywnie działał na rzecz przyłączenia Spisza i Orawy do Polski i był prezesem Naczelnego Komitetu Obrony Spisza i Orawy w Krakowie. Brał udział w przygotowaniach do plebiscytu w tej doniosłej sprawie dla Polski. Podczas III Powstania Śląskiego kierował sekcją organizacyjno-wojskową, która zajmowała się werbunkiem Polaków do powstańczych oddziałów. Wróćmy do wojskowej kariery przyszłego dowódcy, kierownika polskich straży pożarnych. Rozkaz o wycofaniu pułku Lgockiego z frontu do koszar w Łobzowie, podpisano 20 grudnia 1920r. Po powrocie z frontu por. Jerzy Lgocki postanowił założyć rodzinę i rozstać się z zawodową służbą. Widział siebie na wsi. Tym razem kresowej. O tym jednak na końcu niniejszej pracy. Jego plany nieco pokrzyżował wybuch III Powstania Śląskiego, bowiem w obliczu wybuchu walk, został on odkomenderowany przez szefa Inspektoratu Armii w Krakowie, gen. Stanisława Szeptyckiego?, do wojsk powstańczych. Działanie to miało tajny charakter, gdyż polski rząd na czele, którego stał wówczas Wincenty Witos, nie mógł oficjalnie popierać powstańców. Inna sprawa, że w ten sposób z Wojska Polskiego odkomenderowano na Górny Śląsk ok. 700 oficerów. Ilu z nich skierowano przez polski wywiad wojskowy? Być może, że i Lgockiego oddelegował Wydział II Informacyjny Dowództwa Okręgu Generalnego w Krakowie, a nie inspektor armii. Misję powstańczą rozpoczął Jerzy Lgocki w swych rodzinnych stronach. A po tym, jak w nocy z 2 na 3 maja 1921r. powstanie wybuchło, udał się do Zakopanego, by przy okazji uroczystości trzeciomajowych zwerbować do powstania jakąś grupę ochotników. Z pewnością miał taki rozkaz do wykonania. 3 maja Lgocki uczestniczył w nabożeństwie, w kościele Świętej Rodziny, które odprawił administrator parafii ks. Jan Tobolak- późniejszy dziekan nowotarski. Po nabożeństwie przystąpiono do formowania pochodu, który miał przemaszerować tradycyjnie głównymi ulicami Zakopanego, pod pomnik Władysława Jagiełły, nazywany też Pomnikiem Grunwaldzkim. Nim manifestanci wyruszyli, zwrócił się do nich, poseł Wojciech Roj (działacz ludowy i organizator ruchu ludowego na Podhalu, a także prezes zakopiańskiej OSP i delegat na I Ogólnopaństwowy Zjazd Delegatów Straży Pożarnych Rzeczypospolitej Polskiej, na którym powołano Główny Związek Straży Pożarnych (prezes mgr Bolesław Chomicz), do którego m.in. wszedł Małopolski Związek Straży Pożarnych-prezes dr Józef Neuman, prezydent Lwowa, siedziba-Lwów, ul. Piekarska 26), o wsparcie Górnoślązaków, w ich walce o przyłączenie tej niegdyś polskiej krainy do Macierzy. Na apel popularnego posła i wiceprezesa Związku Górali, odpowiedziało 36 lub 40 ochotników. Wojciech Roj, oświadczył też, że dowódcą ochotników będzie por. Jerzy Lgocki. Jeszcze tego dnia grupa ochotników udała się do Nowego Targu, gdzie wyposażono ich w karabiny i amunicję. W tym momencie ochotnicy otrzymali dwa austriackie działa górskie M75, kal. 66, produkcji słynnej Škody (wg fotografii zam. na s. 93, Wojskowego Przeglądu Historycznego-, nr 3 (58) z 1971r.). Ochotnikom nie wydano odzieży polowej, by nie zdradzała ich związków z polską armią. Inna sprawa, że Niemcy nie kryli udziału swoich wojskowych, w walkach na Górnym Śląsku. Jakoś tak zawsze było, że im wolno było więcej. Następnie ochotnicy transportem kolejowym ruszyli w kierunku Górnego Śląska i 5 maja przekroczyli granicę Śląska. Dwa dni później dołączyło do nich dalszych 20 lub 30 ochotników z Nowego Targu. Ochotnicy nazywani „zakopiańczykami” weszli w skład 2 baterii artylerii (wojska powstańcze posiadały tylko 8 lub 12 baterii i półbaterii), która, znalazła się w 1 Górnośląskiej Dywizji Wojsk Powstańczych. Dowódcą dywizji, był mjr Jan Ludyga-Laskowski. Stanowiła ona część Grupy „Wschód”, dowodzonej przez kpt. Karola Grzesika „Hauke”. Szefem sztabu grupy, był por. Michał Grażyński „Bolerowski”-przyszły wojewoda śląski, z którym por. art. Jerzy Lgocki :Jastrzębiec” zetknął się jeszcze na Orawie. W końcowej części walk por. Jerzy Lgocki dowodził już dywizjonem artylerii, w Grupie „Środek”, która opierała się na wspomnianej dywizji. Dowódcą grupy, był mjr Zygmunt Krzewiński. Przypomnijmy, że w szeregach wojsk powstańczych wszystkich powstań byli także liczni członkowie górnośląskich ochotniczych straży pożarnych. Wielu z nich oddało swe życie na polach walki. Symbolem udziału strażaków, był samochód pożarniczy nazwany „Bartkiem”, który został zakupiony ze składek strażaków, by służyć za ambulans sanitarny. W naszych czasach, „Bartek” dumnie stoi w Centralnym Muzeum Pożarnictwa w Mysłowicach i przypomina o dniach walki i męstwa. Warto w tym miejscu przypomnieć, że 14 sierpnia 1927r., walne zgromadzenie Związku Straży Pożarnych Województwa Śląskiego nadało Michałowi Grażyńskiemu godność prezesa honorowego. Ta decyzja spotkała się w protestami sporej części działaczy śląskiego związku, w tym prezesa dr Jana Mildnera, jako że miała charakter wybitnie polityczny, a sam wojewoda, pochodzący z Małopolski i polityk ściśle związany z Józefem Piłsudskim, nie cieszył się, najlepszą opinią wśród Górnoślązaków. Szlak bojowy baterii Lgockiego, w której poza nim było 10 podoficerów i 48 szeregowych, wiódł od m. Ujazd, przez m. in. Popice, Lichynię, Zalesie, Sławięcice, Kędzierzyn, aż po rzekę Odrę. Najcięższe walki, w jakich przyszło uczestniczyć góralom, trwały o Górę Św. Anny-21-26 maja i 4-6 czerwca, gdzie, w wyniku zaciętych walk powstrzymano niemieckie natarcia. Bateria Lgockiego odgrywała kluczową rolę, bowiem wojska powstańcze były daleko słabiej wyposażone niż siły niemieckie. Uwidaczniało to się szczególnie, w takiej broni jak artyleria. Bateria zakopiańczyków, górali, swym ogniem osłaniała działania powstańczej piechoty. Z racji przygotowań do działań, por. Jerzy Lgocki bardzo często przebywał w sztabie wojsk powstańczych i nie bynajmniej nie zawsze w sprawach stricte wojskowych. Ponieważ kierownictwo powstania pozostawało w sporze i ustawicznie trwały zakulisowe działania, w celu zmniejszenia roli, znaczenia strony przeciwnej, w pewnym momencie groziło mu i innym dowódcom grupy, w tym Michałowi Grażyńskiemu, aresztowanie z polecenia Wojciecha Korfantego, co w przypadku Grażyńskiego nastąpiło. Lgocki stojąc po stronie Grażyńskiego wykonywał zadania zgodne z duchem i polityką władz w Warszawie i przełożonych wojskowych. Artylerzyści Lgockiego z nim samym powrócili do Zakopanego 4 lipca 1921r., na dzień przed zakończeniem powstania. Zostali tu owacyjnie przyjęci przez mieszkańców miasta i okolicznych wsi, w tym przez rodziny i znajomych. Na pamiątkę ich sławnego udziału w III Powstaniu Śląskim, ulica w pobliżu kościoła, przy którym, „zrodziła” się bateria, otrzymała nazwę Powstańców Śląskich. W piśmie warszawskiego środowiska powstańców śląskich „Powstaniec”, z 7 listopada 1937r., zamieszczono materiał wspomnieniowy, którego autor-„Jastrzębiec”, domyślamy się, że Jerzy Lgocki, powraca do wydarzeń z 1921r. Mówi w nim wzniośle, o udziale w bojach na Górnym Śląsku krakowskich studentów. Kończy swą relację wzmianką, o pierońskiej libacji w Krakowie, jaką urządził bohaterskim młodym ludziom. Jeszcze przed odejściem do cywila Jerzego Lgockiego awansowano do stopnia kapitana artylerii. Za bojowe zasługi podczas walk w powstaniu, odznaczony został kolejnym Krzyżem Walecznych oraz Gwiazdę Górnośląską. Po latach, już w Warszawie, zwiąże się z Związkiem Powstańców Śląskich. Po przejściu do rezerwy otrzymał przydział mobilizacyjny do 6 pułku artylerii polowej (od 1 stycznia 1932r.- pułku artylerii lekkiej). Potwierdzają to, Rocznik Oficerski z 1923r. i Rocznik Oficerski Rezerw z 1934r. Czy taki przydział mobilizacyjny utrzymano w stosunku do jego osoby, po tym jak podjął służbę w Warszawskiej Straży Ogniowej i zamieszkał na stałe w stolicy. Od wiosny do jesieni 1938r. Europą wstrząsał tzw. kryzys czechosłowacki, będący w rzeczy samej groźnym prologiem do drugiej wojny światowej. Wtedy to polska dyplomacja, którą kierował minister Józef Beck, nie dostrzegając szerszego tła konfliktu i planów Adolfa Hitlera, podjęła i realizowała działania, których celem było odzyskanie Zaolzia. Ot, postanowiono wykorzystać moment, kiedy hitlerowskie Niemcy wystąpiły wobec władz czechosłowackich z żądaniami przyłączenia do Rzeszy tzw. Kraju Sudeckiego. Niezależnie od działań natury dyplomatycznej, prowadzono zadania dywersyjne i rozpoznawcze. Te prowadził Oddział II Sztabu Głównego, jeszcze od jesieni 1934r., po tym jak władze czeskie przesiedliły w głąb ČSR polskich urzędników i kolejarzy. Dotychczasowe działania były mało efektywne, dlatego postanowiono je zintensyfikować. W związku z tym, szef Sztabu Głównego, gen. bryg. Wacław Stachiewicz (w 1914r. dowódca V batalionu 1 pp Legionów Polskich) podpisał tajny rozkaz o utworzeniu Ochotniczego Legionu Zaolziańskiego. Na jego dowódcę wyznaczono Ślązaka, ppłk dypl. Ludwika Zycha „Duch” - szefa Sztabu Komendy Głównej Straży Granicznej. Ludwik Zych, był podczas pierwszej wojny światowej żołnierzem II Brygady Legionów Polskich. Akcję werbunkową do legionu zarządził Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, marszałek Edward Rydz-Śmigły- b. legionista. Zadaniem legionu miało być prowadzenie działalności wywiadowczej, rozpoznawczej oraz dywersyjnych na zapleczu armii czechosłowackiej. Miało to dać grunt pod planowaną interwencję wojskową. Legion ten liczył ok 1400 ludzi. Do legionu odkomenderowano zawodowych oficerów i podoficerów, którzy objęli stanowiska dowódcze. Zwerbowano do niego ponad 1350 ochotników- głównie z cieszyńskiego i Górnego Śląska. Jak się okazało później, legion nie był angażowany do działań, a zadania dywersyjne wykonywała tajna organizacja B, dowodzona przez kpt. Wojciecha Lipińskiego. We wrześniu 1938r. z inicjatywy warszawskiego środowiska Związku Powstańców Śląskich (honorowym prezesem, był dr Michał Grażyński) i pod egidą Oddziału II Sztabu Głównego (szefem oddziału, był płk dypl. Tadeusz Pełczyński, b. legionista, a podczas okupacji generał, szef sztabu i zastępca dowódcy AK), w Warszawie przy ul. Ossolińskich 6, a przez to przy Pl. J. Piłsudskiego- w siedzibie ZPŚ- utworzono biuro werbunkowe, w którym rejestrowano ochotników do formacji, mającej być skierowaną do walk o Zaolzie. Ba, mówiło się o Zaolziański Korpus Ochotniczy. Akcji werbunkowej towarzyszyła głośna kampania propagandowa w mediach. Komendantem biura i legionu, został mjr rez. WP Jerzy Lgocki „Jerzy”, a wśród oficerów biura, komendy, znalazł się m. in. lekarz, por. rez. WP Sebastian Chorzewski. Autorzy „Strażackiej wierności…” na str. 21-wyd.II, piszą, że Lgocki był dowódcą Legionu Zaolziańskiego. Wymaga to sprostowania, bowiem akcja warszawska miała być przykrywką, w celu odwrócenia uwagi od rzeczywistego Legionu Zaolziańskiego (por. „Publicystyka konspiracyjna PPR, 1942-45” t.3, W-wa 1967, s.530.). Uzupełniają to, informacje zawarte w pracy „Wojskowe aspekty rewindykacji Zaolzia w 1938r.”, cz.1, a pomieszczonej na łamach Wojskowego Przeglądu Historycznego (3/129 z lipca –września 1989r.). Jej autor Jerzy Kupliński- na stronie 69, podaje za opracowaniem ppłk dypl. Ludwika Sadowskiego „Oddział II Sztabu Głównego. Rezultaty pracy pokojowej i udział w przygotowaniu do wojny”-s.117- sporządzonym na polecenie Władysława Sikorskiego -Paryż 1940r., że akcja warszawska miała cel propagandowy, a ponadto Oddział II SG musiał ją wstrzymać, zlikwidować, jako że dopuszczono się nieprawidłowości w zakresie gospodarowania środkami finansowymi. A może był to bluff, ponieważ nie wiemy, by komukolwiek postawiono, w tym Lgockiemu zarzuty, a fakt pozostawania, w służbie zawodowej, wskazuje, że był on poza podejrzeniami. Jednak Anna Rószkiewicz -Litwinowiczowa, w pracy ”Trudne decyzje. Kontrwywiad Okręgu Warszawa AK. 1943-44”, W-wa 1991, pisze o Lgockim, jako osobie mającej wielkie stosunki i „ciemną” przeszłość. Wskazuje to na posiadanie przez dostępu do osób z najwyższych kręgów, a użyty, w tym przypadku przymiotnik, nie koniecznie ma mieć wydźwięk pejoratywny. Już po zajęciu Zaolzia, w listopadzie 1938r., z inicjatywy Jerzego Lgockiego i ze składek warszawskiego środowiska b. powstańców śląskich, ufundowano obraz- kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Obraz namalowała artystka-malarz Stefania Łazarska. Uroczyste poświecenie obrazu odbyło się na Jasnej Górze, po czym trafił, jako dar do kościoła katolickiego Podwyższenia św. Krzyża, w Karvinie. Oficer pożarnictwa Jerzy Lgocki Czy Jerzy Lgocki widział siebie w służbie pożarniczej? Nie wiemy. Nie wiemy też jak traktował strażackie obowiązki, w gimnazjalnej straży w nowotarskim gimnazjum- np. jako młodzieńczą przygodę, uczniowski obowiązek, jak i tego, czy postać wielkiego Antoniego Szczerbowskiego mu zaimponowała. Coś jednak było na rzeczy, skoro zdecydował się na podjęcie zawodowej oficerskiej służby. Służbę pożarniczą, poprzedził Jerzy Lgocki sprawowaniem urzędu komisarza rządowego dla miasta Jasło, w ówczesnym woj. krakowskim. Objął ten urząd w 1930r., po tym jak odwołano miejscowe władze na czele z burmistrzem, popularną w środowisku postacią, dr Janem Wiluszem. Odwołany burmistrz zajmował ten urząd przez 10 lat. Był on jednocześnie liczącym się działaczem i członkiem Rady Okręgu Wojewódzkiego Krakowskiego Związku Straży Pożarnych RP i stał na czele Zarządu Okręgowego w Jaśle, który skupiał straże pożarne z terenu powiatu jasielskiego. Zastępcą komisarza Lgockiego został Ludwik Ochtałowicz. W tym czasie wojewodą krakowskim, był dr n. med. Mikołaj Kwaśniewski, który w czasie I wojny światowej służył w Legionach Polskich. Jako wojewoda przewodniczył Radzie Okręgu Wojewódzkiego Krakowskiego Związku Straży Pożarnych RP. Dr Mikołaj Kwaśniewski zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, w 1941r. Obowiązki komisarza rządowego Jerzy Lgocki traktował niezwykle odpowiedzialnie. Od razu rzucił się w wir spraw miasta i jego mieszkańców - co wspomina się tam do naszych czasów. Szybko - co najważniejsze- uporządkował sprawy finansowe miasta. Skutecznie zaangażował się w rozbudowę miejscowego szpitala i szkolnictwo. Dla poprawy bezpieczeństwa publicznego powołał społeczną Straż Obywatelską. Dzięki niemu jasielskiej straży zakupiono nowy pojazd pożarniczy- autopolewaczkę, wyprodukowaną w Państwowych Zakładach Inżynierii. Dziś, wspomnienie o takim pojeździe w straży pożarnej, budzi uśmieszek, niedowierzanie, ale w tamtych czasach, był on powszechny w strażach pożarnych na terenie miast Europy. Służył do dostarczania, wody podczas akcji gaśniczych. W ekstremalnych sytuacjach stawał się samochodem gaśniczym, bowiem posiadał autopompę. Oczywiście wykorzystywano go do polewania nawierzchni ulic. W okresie pełnienia urzędu komisarza przez Lgockiego i od 1928r. komendantem jasielskiej miejskiej Zawodowej Straży Pożarnej (zał. w 1895r., a OSP -5 lipca 1872r.), był instruktor pożarnictwa (?) Kazimierz Głąb, który podczas wojny działał w podziemnym Strażackim Ruchu Oporu „Skała”. W listopadzie-12 lub 13- 1943r. został na skutek denuncjacji aresztowany i osadzony w policyjnym więzieniu na Montelupich 7 w Krakowie. Hitlerowcy przy okazji, a może w ramach wypełniania misji niesienia nowej kultury pośród podludzi, rozstrzelali go 11 grudnia 1943r. w podkrakowskich Słomnikach. Równie tragiczny los stał się udziałem powiatowego instruktora pożarnictwa w Jaśle, por. poż. Michała Szaromy, który został aresztowany razem z por. poż Kazimierzem Głąbem i umieszczony na Montelupich. Obu aresztowano we wsi Lisowo pod Jasłem, podczas kursu naczelników i zastępców naczelników OSP. Szaromę, rozstrzelano, w grudniu 1943r., w Jaśle. W tym czasie aresztowani, a następnie rozstrzelani w Słomnikach, zostali m. in. powiatowi instruktorzy pożarnictwa: por. poż. Karol Gołąb- z Miechowa, por. poż. Edward Guniewicz-z Myślenic, ppor. poż. mgr Tadeusz Baran -z Nowego Targu, ppor. poż. Jan Dębicki- zastępca powiatowego instruktora pożarnictwa w Tarnowie. W osadzie Męcina pod Limanową, 12 stycznia 1944r. rozstrzelano por. poż. Stanisława Mazana – powiatowego instruktora pożarnictwa w Nowym Sączu (jego syn Leszek miał w tym momencie kilkanaście miesięcy) i jego zastępcę-ppor. poż. Bronisław Piwowara. Życie stracił wtedy także ppor. poż. Eugeniusz Kudelko-zastępca powiatowego instruktora pożarnictwa w Bochni. Szczęście dopisało ówczesnemu instruktorowi powiatu krakowskiego- kpt. poż. Bruno Banachowi (po wojnie m. in. komendant w Nysie i Wałbrzychu oraz inspektor ochrony przeciwpożarowej w Centralnym Zarządzie Lotnictwa Cywilnego), który został 13 listopada 1943r., ostrzeżony o możliwymi aresztowaniu. Porzucił wtedy służbę i musiał się do końca wojny ukrywać- także pod skrzydłami ppłk poż. Józefa Mikuły. Banach z urodzenia-krakowianin, od 1 września 1934r. do 1 grudnia 1935r., był instruktorem powiatowym w Nowym Targu, a następnie do wybuchu wojny, w Krakowie-powiecie ziemskim. Banach, był też oficerem ds. specjalnych w „Skale”. Z początkiem 1933r.-3 stycznia - Jerzy Lgocki odszedł z Jasła, i jak pisze w swych wspomnieniach płk poż. Józef Mikuła, Lgocki podjął pracę w biurze Związku Straży Pożarnych Okręgu Wojewódzkiego Krakowskiego w Krakowie przy ul. Radziwiłłowskiej 23. W tym czasie inspektorem wojewódzkim był- do 30 kwietnia 1933r., Adam Biedroń-Kalinowski „Lotnik”, który mieszkał przy ul. B. Zalewskiego 8- to informacja dla krakowskich strażaków i badaczy historii krakowskiego pożarnictwa. Adam Biedroń- Kalinowski, był podczas I wojny światowej legionistą i kpt. piech. w rezerwie. Stanowisko inspektora piastował od 1 kwietnia 1924r. lub od 9 września 1923r. Z Krakowa odszedł Adam Biedroń-Kalinowski do biura ZG ZSP RP, w którym pracował, jako naczelnik Wydziału Inspekcyjno-Wyszkoleniowego. Obaj –Lgocki i Kalinowski- znów spotkają się w realiach mrocznej okupacji. Po odejściu Biedronia- Kalinowskiego, stanowisko inspektora od 1 czerwca 1933r. objął Franciszek Sobczyk- oficer rezerwy WP. Obaj z Kalinowskim, po latach kierować będą zespołami, które tworzyły tekst ustawy z dnia 4 lutego 1950r. o ochronie przeciwpożarowej i jej organizacji. Warto dodać, że Sobczyk, był wcześniej sekretarzem Małopolskiego ZSP. Po zatrudnieniu Jerzego Lgockiego- personel inspektoratu pozostawał na etatach Urzędu Wojewódzkiego- opiekunem, z polecenia Biedronia-Kalinowskiego, został zastępca inspektora, instruktor pożarniczy Józef Mikuła-pochodzący z Zaolzia, który podobnie jak Jerzy Lgocki bił się w III Powstaniu Śląskim. Niebawem i przez rok cały, był Józef Mikuła - choć młodszy o 11 lat- wytrawnym nauczycielem i dobrym kolegą Lgockiego. Bardzo często spotykali się prywatnie i rozmawiali o swym udziale w walkach o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Ale wracali do czasów pierwszej wojny światowej. To ich szczególnie łączyło niezależnie od spraw zawodowych. Pewnie nie przypuszczali, że będą wspólnie pracować i działać na rzecz odzyskania niepodległości, podczas mrocznej nocy okupacji. Ile takich przypadków, sytuacji było w tamtych czasach? Po rocznej pracy w inspektoracie krakowskim, Jerzy Lgocki, który mieszkał na krakowskim Podgórzu, odszedł do Warszawskiej Straży Ogniowej, a Józef Mikuła najpierw za Kalinowskim do Warszawy, a następnie do Katowic na stanowisko inspektora Związku Straży Pożarnych Województwa Śląskiego, gdzie wojewodą był skądinąd znany, dr Michał Grażyński. Mikuła zastąpił na stanowisku inspektora, Bolesława Pachelskiego -nb. pierwszego naczelnika Głównego Związku Straży Pożarnych RP i naczelnika Biura ZG Związku Floriańskiego, który zmarł 26 listopada 1934r. Pierwszym inspektorem w woj. śląskim, był inż. Jan Bukowski. Józef Mikuła (to też temat na odrębny materiał), który po wojnie zostanie inspektorem pożarnictwa woj. śląsko-dąbrowskiego i pierwszym wojewódzkim komendantem straży pożarnych- inna sprawa, że krótko- na stronie 20 swych wspomnień, dyktowanych płk poż. Tadeuszowi Baniakowi, który był w tym czasie komendantem wojewódzkim straży pożarnych w Katowicach, a po przejściu w stan spoczynku działaczem Związku Emerytów i Rencistów Pożarnictwa RP i długo zasiadał w jego Zarządzie Głównym, wyraził pogląd, że Jerzego Lgockiego skierowały do służby pożarniczej władze wojskowe lub państwowe. Chyba miał rację, bowiem wśród kadry przedwojennych zawodowych oficerów pożarnictwa zdecydowana większość miała za sobą oficerską służbę wojskową. To oni wnosili do polskiego pożarnictwa wiele elementów i cech typowych dla wojska, służb militarnych, a niezbędnych w naszej formacji, która wymaga zhierarchizowania, jednoosobowego i nieskrępowanego dowodzenia, dla skutecznego wykonywania postawionych przed nią bardzo często -najtrudniejszych zadań. Po ukończeniu kursu oficerskiego, w Lublinie?, od 1935r. był dowódcą Oddziału II, w randze porucznika Warszawskiej Straży Ogniowej. Jego nominację na to stanowisko podpisał komisaryczny prezydent m. st. Warszawy Stefan Starzyński, b. legionista. Na czele stołecznej straży stał w tym czasie i do 31 grudnia 1934r. kpt. Warszawskiej Straży Ogniowej- Izydor Mikołaj Prokopp- również oficer rezerwy WP, który zaraz po II wojnie światowej kierował Samodzielnym Referatem Pożarnictwa w Departamencie Administracji Publicznej Ministerstwa Ziem Odzyskanych. Po nim do 21 listopada 1935r. komendantem był, por. WSO- Feliks Chociszewski- oficer rezerwy WP. Następnie, od 1 stycznia 1936r. do 6 czerwca 1940r., komendant WSO- Stanisław Gieysztor „Szachista”, „Skoczek”, który był żołnierzem legendarnej Kompanii Kadrowej. Był kpt. art. rez. WP. Wobec zagrożenia napaścią hitlerowskich Niemiec na Polskę, jako oficer rezerwy Wojska Polskiego, Jerzy Lgocki został zmobilizowany i prawdopodobnie trafił do Armii Modlin lub do którejś z jednostek gotujących się do obrony Warszawy lub rozwiniętych, w jej okolicach. 7 września 1939r., czyli przed zamknięciem pierścienia wojsk niemieckich wokół stolicy, Lgocki został ponownie włączony do Warszawskiej Straży Ogniowej, która została przekształcona w Ośrodek Pożarniczy Obrony Warszawy i objął stanowisko oficera liniowego w dowództwie dzielnicy Warszawa-Północ, z siedzibą przy ul. Nalewki 3. Dowódcą dzielnicy, był kpt. WSO Zbigniew Borowy „Janina”. O heroizmie warszawskich strażaków, także z OSP- wspartych ochotnikami z kraju- napisano wiele. Była to chyba jedyna obok służby zdrowia formacja, która z najwyższym poświęceniem ratowała dobytek mieszkańców, cenne i ważne obiekty-skutecznie najczęściej. Mogła być skuteczna, bowiem kierowała działaniami ratowniczo-gaśniczymi mądra i doświadczona kadra, w której był na ważnym miejscu- por. poż. Jerzy Lgocki. Na czele polskich straży pożarnych w Generalnej Gubernatorstwa Po zakończeniu wojny obronnej 1939r., na części terenów zajętych przez Niemcy, dekretem Adolfa Hitlera 12 października 1939r., który wszedł w życie 26 października 1939r., utworzone zostało- wbrew konwencji haskiej z 1907r.- Generalne Gubernatorstwo dla okupowanych obszarów polskich - niem. Generalgouvernement fϋr die besetzen polnischen Gebiete, w pol. tłum.-Generalne Gubernatorstwo na okupowanych ziemiach polskich, GG, a obszar tego tworu kolonialnego, administracyjnie podzielono, na podstawie rozporządzenia z dnia 26 października 1939r. Generalnego Gubernatora, dr Hansa Franka, o odbudowie administracji, na dystrykty (Distrikt): krakowski (Krakau), Lubelski (Lublin), radomski (Radom) i warszawski (Warschau). Tworzenie administracji spoczywało na prezydencie Wydziału Spraw Wewnętrznych-Hauptabteilung Innere Verwaltung, Friedrichu Siebercie. Po nim do końca istnienia GG, na czele wydziału, kolejno stało jeszcze 6 urzędników, przedstawicieli rasy wyższej niż np. Polacy, Słowianie m. in. Gdy hitlerowskie Niemcy zajęły Ukraińską SRR, 1 sierpnia 1941r. utworzono dystrykt Galicja-(Galizien). Dystrykty, które miały w jakimś tam stopniu odpowiadać polskim województwom, podzielono na podstawie zarządzenia H. Franka z 3 grudnia 1939r. na powiaty-Kreise. Ich sieć, w zasadzie pokrywała się z siecią polskich powiatów i było ich 56; ziemskich, wiejskich, i 7 miejskich. Na czele administracji powiatowej stanęli niemieccy starostowie-Kreishauptmann, w powiatach wiejskich i Stadthauptmann- w grodzkich. Niemcy zachowali również polską sieć gmin. Administracją gminną w miastach i na terenach wiejskich kierowali najczęściej polscy urzędnicy. Gminy ustanowiono na podstawie zarządzenia z dnia 28 listopada 1939r. Tak na zupełnym marginesie, będzie informacja, że na mocy porozumienia pomiędzy Niemcami i Słowacją, 21 listopada 1939r. do tego marionetkowego państwa, które we wrześniu prawie całym swoim potencjałem wojennym wsparło Adolfa Hitlera, włączono obszar Spisza i Orawy. Czy była to nagroda dla państwa, na czele, którego, stał ks. prałat Josef Tiso, za służalczość we wrześniu? i fascynacją nazizmu – pytanie jest z gatunku retorycznych. Okupacyjne władze szybko przystąpiły do organizacji m. in. aparatu policyjnego, a ten nakierowany został na obłąkańczą do bólu i przekraczająca ludzką wyobraźnię eksterminację rodzimej ludności. W jakimś momencie kierownictwo Generalnego Gubernatorstwa, podjęło decyzję o zaprowadzeniu wzorowanej na Rzeszy, organizacji ochrony przeciwpożarowej. Z pewnością do realizacji tego zadania przystąpiono w Wydziale Spraw Wewnętrznych. Niestety nie jest nam znany moment wydania zarządzenia, w powyższej sprawie, przez generalnego gubernatora, bo że takie zarządzenie wydano nie ulega wątpliwości. Podstawowy akt prawny regulujący sprawy ochrony przed pożarami na terenie GG (o obronie przed pożarami, der Verordnung über den Feuerschutz im GG), Frank podpisał 22 kwietnia 1941r., a ogłoszono go tydzień później. Rozporządzenie to regulowało organizację i zadania straży pożarnej, ich podległość i nadzór nad nimi ze strony policji, finansowanie oraz zadania administracji, w tym gmin i właścicieli, zarządców przedsiębiorstw. W przypadku polskiej policji, rozporządzenie o powołaniu Policji Polskiej w GG-Polnische Polizei, podpisał dr Hans Frank 17 grudnia 1939r. Polska Policja, zwana granatową, została podporządkowana policji niemieckiej. Wtedy, w Urzędzie Głównodowodzącego Policją Porządkową (nieco niżej opisuję organizację organów policji w GG) utworzono oddział straży pożarnych, na czele, którego stanął oficer niemieckiej Policji Ogniowej (Feureschutzpolizei) z Berlina, ppłk inż. bud. Lothar Garski- człowiek mający polskie korzenie. Jednym z pierwszych zadań Lothara Garskiego, było nawiązanie kontaktu z przedstawicielami polskich straży pożarnych. W tym celu podjął rozmowy z komendantem i kpt. WSO Stanisławem Gieysztorem. Ich efektem, było wyznaczenie oficera łącznikowego pomiędzy niemieckimi okupacyjnymi władzami pożarniczymi i polskim pożarnictwem. Został nim Feliks Nowotny- b. naczelnik Wydziału Administracyjno-Organizacyjnego, a wcześniej-od 1937r., kierownik referatu zawodowych straży pożarnych, w Biurze ZG ZSP RP. Feliks Nowotny urodził się 31 sierpnia 1873r., w ziemiańskiej, małopolskiej rodzinie powstańca styczniowego. Za młodu sposobił się do zawodowej służby wojskowej w cesarskiej i królewskiej armii, i ukończył artyleryjską szkołę oficerską w Krakowie- Łobzowie. Mundur oficera zrzucił po siedmiu latach służby i zachęcony przez ówczesnego prezydenta Krakowa Juliusza Leo, zdecydował się na zawodową służbę pożarniczą. Po odbyciu szkoleń i praktyk, w dużych miejskich zawodowych strażach pożarnych, m. in. w Berlinie, Wiedniu, Pradze, Wrocławiu, Dreźnie i Lipsku, 21 listopada 1903r. został naczelnikiem zawodowej Miejskiej Straży Pożarnej w Krakowie. Stanowisko to zajmował do końca 1920r. W 1910r. przy okazji uroczystości grunwaldzkich i odsłonięcia pomnika upamiętniającego zwycięstwo nad wojskami Zakonu Krzyżackiego w 1410r., zaprowadził w krakowskiej straży umundurowanie służbowe, galowe wzorowane na polskiej tradycji wojskowej. Niezależnie od zawodowych obowiązków, czynny był w wojsku i strażactwie ochotniczym. W okresie wybijania się na niepodległość służył jak major, m. in. w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Nowotny, który w okresie pracy Lgockiego w Krakowie, prowadził własne biuro techniczno-pożarnicze „Polski Samochód” z siedzibą w dawnej stolicy Rzeczypospolitej. Nowotny, który uczestniczył w obronie stolicy we wrześniu 1939r., jako oficer WSO, po kampanii wrześniowej pełnił służbę w tej straży służbę zawodową, przystąpił do organizowania w Warszawie Biura Technicznego Pożarnictwa (Matusak, s.56). Biuro to urządzono w Warszawie przy ul. Polnej 1. , tam, gdzie od lat funkcjonują warszawskie komendy i JRG nr 3. Feliks Nowotny, zmarł 3 lutego 1940r., ale nim to nastąpiło, Jerzemu Lgockiemu zaproponowano objęcie kierownictwa urzędu Komisarycznego Kierownika Technicznego Polskich Straży Ogniowych w GG. Potwierdza to Józef Mikuła w swej pracy na stronach 21 i 22. Ba, sam Lgocki, zanim przystał na propozycję objęcia urzędu, odwiedził go dwukrotnie w Krakowie i radził się, w tej sprawie. Lgocki wahał się gdyż -jak powiedział Mikule-nienawidził Niemców i nie chciał być posądzony przez rodaków o kolaborację z okupantem. Wspomniał, że stanowisko kierownika zaproponował mu b. oficer armii austriackiej, który pracował w administracji niemieckiej w Warszawie. Owego oficera znał z okresu służby w tejże armii. Czy chodziło, zatem o Feliksa Nowotnego? Sam Mikuła zaskoczony sytuacją potrzebował tygodnia czasu na wyrobienie sobie opinii w tej sprawie. W efekcie doradził Lgockiemu, by ten urząd przyjął. Uzasadniał to możliwością prowadzenia działalności patriotycznej w strażach pożarnych oraz tym, że w czasach zaborów w Królestwie Polskim i Galicji straże były jedynymi organizacjami, które zaborcy akceptowali. Ponadto, w wielu strażach na terenie zaboru pruskiego, a głównie w Wielkopolsce, Śląsku czy części ob. Mazur, Pomorza i Kujaw, pierwszoplanowe często role- odgrywali Polacy. Mikuła widział też możliwość uchronienia polskich strażaków przed wywózkami na roboty do Reichu. Innym ważnym powodem, miało być zapewnienie bezpieczeństwa polskiej ludności przed i na wypadek pożarów. O tym samym, ale jakże w odmiennie- myśleli okupanci, którzy w pierwszym rzędzie widzieli własne przeciwpożarowe bezpieczeństwo- także w obozach koncentracyjnych. I wtedy bynajmniej nie chodziło im o więźniów, a własne. Nieoceniony Mikuła, wspomina, że indagowani przez Lgockiego inni oficerowie, również nakłaniali go do objęcia stanowiska komendanta, kierownika, szefa, polskich straży. Z pewnością wpływ na decyzję przyjęcia urzędu, miało kierownictwo rodzącego się ruchu oporu, co potwierdzają autorzy „Strażackiej wierności…” na stronie 21. Uzupełnijmy, że, w instrukcji nr 1 – wytyczne dla mężów zaufania, z 23 listopada 1939r. (Armia Krajowa w dokumentach.1939-1945.t.6, Wrocław-Warszawa-Kraków. Ossolinem, 1991,s.1.), komendant główny Związku Walki Zbrojnej, gen. broni Kazimierz Sosnkowski, dopuszczał obejmowanie stanowisk- o ile ich objęcie nie było (nie jest) uzależnione od dopełnienia warunków o charakterze zobowiązań politycznych. Dopuszczała instrukcja współdziałanie z władzami okupacyjnymi, takiej, która miała na celu ulżenie cierpiącej ludności. Instrukcję akceptował gen. dyw. Władysław Sikorski- wtedy premier. Obaj generałowie, w tym czasie przebywali we Francji, a podczas I wojny światowej, byli oficerami Legionów Polskich. Sikorski w listopadzie 1918r., był szefem Sztabu WP w Małopolsce i na Śląsku. Legionistą, był w młodości również Stefan Rowecki- Grot, który w momencie prowadzenia rozmów, w sprawie wytypowania kandydata na przełożonego polskich straży pożarnych na terenie GG, stał na czele ZWZ, jako komendant obszaru okupowanego przez Niemców. Jako taki z pewnością sprawę znał, i nie była mu ona obojętną. Gdyby był przeciwny kandydaturze Lgockiego z pewnością zapobiegłby takowej. W lutym lub marcu 1940r. najpóźniej, Jerzy Lgocki objął urząd Komisarycznego Kierownika Technicznego Polskich Straży Ogniowych w Generalnym Gubernatorstwie, a sam urząd, znalazł się na terenie Oddziału II WSO, przy ul. Senatorskiej 16. W marcu, skądinąd znany Władysław Pilawski (przed wojną powiatowy instruktor na terenie poznańskiego), uczestniczył z Jerzym Lgockim i jego zastępcą Tadeuszem Buszą (od 1927r., był inspektorem wojewódzkim w Poznaniu, a po wojnie m. in. w l.1950-1952, wojewódzkim komendantem straży pożarnych w tym mieście), w rozmowach na temat organizacji i zadań polskich organów ochrony przeciwpożarowych na terenie GG. I jak pisze na stronie 13 „Księgi…” dotyczyły one takich zagadnień jak: powołanie i organizacja polskich fachowych organów pożarnictwa, skupienie w strażach pożarnych maksymalnej liczby ludzi, a szczególnie młodzież, co miało ochronić te osoby przed wywiezieniem do Reichu, zorganizowanie systemu szkolenia fachowego kadr, w szczególności zaś oficerów i podoficerów pożarnictwa oraz uzupełnienie wyposażenia straży pożarnych, w tym także uruchomienie produkcji sprzętu. W maju owego roku urząd przeniesiono do „stolicy” Generalnej Gubernatorstwa-Krakowa, do siedziby PZUW przy ul. J. Dunajewskiego 3. Wiedzmy, że obecnie ma tam siedzibę PZU. Wtedy też zmieniona została nazwa urzędu na Urząd Kierownika Technicznego Pożarnictwa. W 1944r. siedziba KTP została przeniesiona na ul. Krowoderską. W jakimś momencie tworzenia urzędu Komisarycznego Kierownika TPSO, powołano Urząd Komisarycznego Kierownika Administracyjnego Pożarnictwa na czele z dr Marianem Filipkiem, wiceprezesem Powszechnego Zakładu Ubezpieczeń Wzajemnych, a do wybuchu wojny skarbnik ZG ZSP RP. Po wojnie, dr praw Marian Filipek, był prezesem ZOW ZOSP w Krakowie. Do jego zadań należało finansowanie Urzędu Komisarycznego Kierownika Technicznego/Kierownika Technicznego Pożarnictwa. Siedziba kierownika administracyjnego znajdowała się w budynku PZUW, w Warszawie przy ul. St. Moniuszki 8. Jakie było usytuowanie organów polskiej ochrony, polskich straży ogniowych, pożarnych w GG? Na szczeblu centralnym wszystkie formacje policyjne okupacyjnego hitlerowskiego aparatu podporządkowane zostały Wyższemu Dowódcy SS i Policji (Höhere SS-und Polizeiführer). Urząd ten sprawowało w historii GG, dwóch wyjątkowych degeneratów, SS-Obergruppenführerów- Friedrich Krüger i Wilhelm Koppe. Posiadali oni również stopnie generałów policji. Jako wyżsi dowódcy podlegali oni dr Hansowi Frankowi i ponadczasowej kreaturze, jaką był niewątpliwie Reichsführer SS- Heinrich Himmler. Wyższemu Dowódcy SS i Policji podlegała m. in. policja porządkowa- Ordnungspolizei, Orpo, na czele, której stał Głównodowodzący Policji Porządkowej (Befehlshaber der Ordnungspolizei, BdO). Głównodowodzącymi Policji Porządkowej byli kolejno: Herbert Becker i Hans Dietrich Grunewald-obaj w randze generałów policji i SS-Gruppenführerów. W strukturze BdO istniał Oddział Straży Ogniowej, Pożarnej ( Befelshaber der Ordnungspolizei Abteilung Feuerwehr). W historii GG, oddziałem kolejno kierowali oficerowie policji ogniowej: ppłk inż. Lothar Garski, mjr Ulrich Meinl (Mein, Meyn) i Heinz Günther z Wrocławia. To oni sprawowali bezpośredni nadzór nad Kierownikiem Technicznym Pożarnictwa. Na szczeblu dystryktów, polscy instruktorzy pożarniczy, którzy swe biura mieli w siedzibach straży pożarnych, działali pod nadzorem komendantów Policji Porządkowej -Kommandeur der Ordnungspolizei, i podlegali oficerom, którzy kierowali oddziałami straży ogniowych, pożarnych. Pod względem fachowym- jak to się wtedy mówiło- podlegali Kierownikowi Technicznemu Pożarnictwa. W powiatach, powiatowi instruktorzy i podległy im personel, pozostawał pod kontrolą administracji powiatowej i komendantów powiatowej żandarmerii (Kreis-Kommando der Gendarmerie). Na tych samych zasadach nadzorowani byli oni przez polskich instruktorów dystryktów. Wszystkie, decyzje polskich instruktorów i KTP, musiały być uzgadniane, konsultowane z szefami oddziałów SP, działających w dowództwach, komendach Policji Porządkowej. Ponieważ spora część polskiej kadry oficerskiej znała język niemiecki, miała za sobą służbę w armiach zaborczych Rosji i Austrii i prezentowała wysoki poziom wiedzy i praktyki zawodowej, pożarniczej, utrzymanie korzystnych dla służby, a przy okazji na rzecz konspiracji relacji, było na porządku dziennym. Ponadto okupant nie dysponował odpowiednią liczbą właściwej i wystarczająco profesjonalnej kadry oficerów policji ogniowej. Ba, trafiali się oficerowie zupełnie nieprzygotowaniu do służby pożarniczej. Sprzyjało to pracy konspiracyjnej i sporej samodzielności Pogorszenie wzajemnych relacji nastąpiło po zejściu do podziemia Lgockiego, a szczególnie od jesieni 1943r. Do zadań Kierownika Technicznego Pożarnictwa i podległych mu instruktorów terenowych, w dystryktach i powiatach, należało sprawowanie fachowego nadzoru i kierownictwa nad jednostkami straży, w tym i nad ochotniczymi, prowadzenie działalności szkoleniowej, dysponowanie zawodową kadrą, czy sprawowanie nadzoru w zakresie wyposażenia w sprzęt i rozdzielnictwo tegoż i umundurowania. W ostatnich dniach czerwca 1940r. kierownik Jerzy Lgocki zwołał do Krakowa, na naradę, z udziałem kandydatów na instruktorów dystryktów. Podczas niej oficerów tych zapoznano z zadaniami i strukturą organizacyjną polskiej ochrony przed pożarami. Po rzeczowej dyskusji przyjęto też jednolitą wojskową nomenklaturę stopni służbowych i wzory mundurowania oraz odznak. Większość z przyjętych propozycji została przygotowana przez Lgockiego wspólnie z Mikułą. Narada ta została uznana za początek oficjalnej działalności polskich organów pożarnictwa na terenie Generalnego Gubernatorstwa. W biurze, urzędzie Kierownika Technicznego Pożarnictwa, zatrudniona była nieduża grupa oficerów i pracowników cywilnych. Byli to: kpt. poż. Eugeniusz Goławski (przed wojną pracował w Biurze ZSP RP, a za działalność podziemną, został w listopadzie 1943r. aresztowany i uwięziony na Montelupich. Następnie rozstrzelano go, 11 grudnia 1943r., Słomnikach), kpt. poż Władysław Rzeźniczak (adiutant i osobisty kierowca, a przed wojną instruktor powiatowy, w Rawie Mazowieckiej), por. poż. Bronisław Budyń (zajmujący się sprawami zaopatrzenia w sprzęt pożarniczy, który trafił do obozu Auschwitz, z którego został uwolniony dzięki, Heinzowi Güntherowi i Ulrichowi Meinlowi), por. poż. Adam Fedorowicz (z Białegostoku), ppor. poż. Wiesław Lgocki „Jastrzębiec”- syn Jerzego, pani Irena Rębska- wdowa po pułkowniku WP i pan Henryk Klimek. W 1944r. do pracy w urzędzie trafił por. poż. Władysław Pilawski. Stanowiska instruktorów pożarniczych w poszczególnych dystryktach i przy akceptacji władz policyjnych objęli: ppłk poż. Tadeusz Busza w Krakowie, a po nim kpt. poż. Edward Żołdani, ppłk poż. Józef Mikuła, w Radomiu, a jego zastępcą został por. poż. Jan Teichert, który działał po latach w ZE i RP RP. Był też prezesem honorowym ZW w Poznaniu i delegatem na II Krajowy Zjazd. Ppłk poż. Franciszek Sobczyk został instruktorem, w Warszawie, a mjr poż. Longin Jaroszewski, a następnie mjr poż. Mieczysław Stylski, w Lublinie. Ich zastępcą był por. poż. Władysław Pilawski, który w l. 1957-1977,był zastępcą komendanta głównego straży pożarnych. Po utworzeniu dystryktu Galicja, instruktorem pożarniczym został mjr poz. Marian Sakiewicz-Polak, który podpisał niemiecką listę narodową. W biurach instruktorów dystryktów zatrudnionych było po pięć osób, a środki na utrzymanie i funkcjonowanie biur pochodziły z budżetu PZUW. Były one transferowane poprzez urząd Kierownika Technicznego Pożarnictwa i urząd Komisarycznego Kierownika Administracyjnego. Z tych samych środków utrzymywano biura powiatowych instruktorów. W 1939r. na terenach, które weszły do GG istniało 28 miejskich zawodowych straży ogniowych, pożarnych, 5747 ochotniczych i 319 przymusowych oraz prywatnych, ze stanem osobowym przekraczającym 200 tys. osób. W 1944r. straży było odpowiednio: 39 zawodowych oraz 6315 ochotniczych. W tej liczbie znalazły się byłe straże prywatne i przymusowe, które zostały w 1941r. przekształcone w ochotnicze straże pożarne. Wtedy też zniesiono struktury Związku Straży Pożarnych RP. Ponadto zawodowe straże ogniowe, pożarne zostały wzmocnione członkami formacji służby obrony przeciwlotniczej-Luftschutzdienst-LHD. Służba ta powstała 22 kwietnia 1941r. i wchodziła w skład niemieckiej policji ochronnej- Schutzpolizei, Schupo. Członkowie LHD, tytułowani byli strażakami. Wszystkie straże pożarne na terenie GG, łącznie ze służbą pomocniczą, liczyły 250 tys. W trakcie prac nad stworzeniem polskiej organizacji ochrony przeciwpożarowej na terenie GG, ale przed zaprowadzeniem jej z początkiem lipca 1940r. na mocy decyzji Komisarycznego Kierownika Technicznego PSO Jerzego Lgockiego, z marca 1940r., w siedzibie przedwojennego Centralnego Ośrodka Wyszkolenia Pożarniczego w Warszawie, uruchomiono tzw. Oddział Doświadczalny, w którym przeprowadzano kursy dla mechaników motopomp i kierowców-mechaników. Niebawem- już jak Kierownik Techniczny Pożarnictwa, płk poż. Jerzy Lgocki powołał, Centralną Szkołę Pożarniczą. Na jej komendanta wyznaczył ppłk poż. Adama Biedronia-Kalinowskiego. Kalinowski kierował szkołą do końca maja 1941r. i odszedł na stanowisko komendanta WSO. Po nim, szkołą kierowali: mjr poż. Jan Pietraszkiewicz,, mjr poż. Anastazy Bielenin, por. poż. inż. Tadeusz Glazer, mjr poż. Czesław Zygnerski i mjr poż. inż. Franciszek Kowalski. Do wybuchu powstania warszawskiego przeprowadzono w niej dwa kursy oficerskie, kursy szeregowych, podoficerskie i techniczne. W kursach oficerskich uczestniczyli m. in. synowie Lgockiego i Buszy-Wiesław i Tadeusz, Jerzy Broński, Zbigniew Grynczel, Edmund Kowalski, Hieronim Michalski, Henryk Ołdakowski, Włodzimierz Struś i Edmund Waligóra. W kadrze dydaktycznej m. in. byli: inż. Czesław Centkiewicz, inż. Jerzy Sawaszyński oraz Jerzy Lgocki, Tadeusz Busza, Józef Mikuła, Franciszek Sobczyk, dr Marian Filipek, Stanisław Drożdżeński i Leon Korzewnikjanc. W lecie 1942r. płk poż. Jerzy Lgocki zagrożony aresztowaniem, zszedł do podziemia i przestał sprawować urząd KTP. Na jego miejsce wszedł ppłk poż. Tadeusz Busza. Komendant główny strażackiego ruchu oporu Po zajęciu ziem polskich przez hitlerowskie Niemcy, dosłownie jak grzyby po deszczu powstawać zaczęły konspiracyjne organizacje ruchu oporu-wojskowe i polityczne. Jedną z takich utworzono w środowisku polskiego pożarnictwa. Jednak nasza wiedza na temat okoliczności jej założenia jest niepełna i wymaga badań nad wyjaśnieniem szczegółowych okoliczności i faktów. Wiemy, że 23 grudnia 1939r. podczas konspiracyjnego zebrania -pewnie pod pozorem spotkania świątecznego- w jednym z pomieszczeń Oddziału II WSO, dowodzonego przez por. WSO Jerzego Lgockiego, doszło do utworzenia podziemnej organizacji. Zebranie zwołał komendant WSO kpt. WSO, Stanisław Gieysztor. Z pewnością rzecz całą skonsultował w wąskim gronie osób, które darzył najwyższym zaufaniem. Czy on był pomysłodawcą powołania konspiracyjnej organizacji, jak pisze Piotr Matusak, na stronie 63)? Z kolei Józef Mikuła na stronie 40 wspomnień, wskazuje połowę grudnia na moment odbycia założycielskiego zebrania, nie podając autora pomysłu. Kto zatem mógł być pomysłodawcą utworzenia Strażackiego Ruchu Oporu „Skała”, Organizacji wojskowej „Skała”? 1. Komendant Stanisław Gieysztor, jako wielki autorytet w warszawskim środowisku pożarniczym. To z nim rozmawiał, w tym czasie Lothar Garski, w sprawie opisanej wyżej, a dotyczącej przystąpienia do organizowania ochrony przeciwpożarowej na niemiecką w sumie modłę - chociaż nie do końca, na terenie GG. 2. Por WSO Jerzy Lgocki, który znał wielu ważnych i wysoko postawionych wojskowych, w tym gen. bryg. Michała Tokarzewskiego, b. legionistę, stojącego na czele Służby Zwycięstwu Polsce. 3. Założenie „Skały” mogło wynikać z przedwojennych dyrektyw Oddziału II SG WP, a zadanie takie np. zlecono Lgockiemu. Potwierdzałoby to dość zagadkowe podjęcie zawodowej służby w pożarnictwie, i przy tym rekordowo szybkie objęcie stanowiska dowódcy oddziału w WSO. 4. Inicjatywa mogła się zrodzić, w Związku Powstańców Niepodległościowych- Zbrojne Pogotowie Narodu, który powstał już 29 września 1939r. Związek ten wyłonił się z warszawskiego środowiska Związku Powstańców Śląskich. W kierowniczym aktywie organizacji –Komendzie Głównej, znalazł się Jerzy Lgocki „Jakub”, a pierwszym komendantem organizacji, był wspomniany wcześniej- por. rez WP- Sebastian Chorzewski. Niemcy aresztowali go 3 lipca 1940r. i osadzili na Pawiaku. Stracony został 17 września w Palmirach, wśród 198 lub 200 Polaków. I jest jeszcze jeden znak zapytania. Tadeusz Bednarczyk na 29 stronie, swej pracy „Rys historyczny Organizacji Wojskowej Kadry Bezpieczeństwa –AK OW KB-AK” wydanej w 1997r., podaje, że „Skała” powstała 4 grudnia 1939r. Być może tego dnia doszło do pierwszego roboczego spotkania części oficerów. W założycielskim zebraniu „Skały” miało uczestniczyć 20 osób („Strażacka wiernoś …”, s. 74). My znamy nazwiska następujących osób: mgr Bolesław Chomicz „Dziadek I”- prezes Głównego ZSP RP w latach 1921-1926, Jan Sztromajer i Szymon Jaroszewski (był wtedy zastępcą komendanta WSO, oficer rezerwy WP)- obaj to byli naczelni inspektorzy ZSP RP, Feliks Nowotny- oficer łącznikowy, komendant WSO-Stanisław Gieysztor „Szachowski”, „Skoczek”, kapitanowie WSO: Stanisław Drożdżeński „Kostek”- dowódca Oddziału I i oficer rezerwy WP, Henryk Markowski „Dziadzio”-dowódca Oddziału V, porucznicy WSO: Jerzy Lgocki „Jastrząb”, „Leszek”, „Jerzy”- dowódca Oddziału II, Henryk Eugeniusz Empacher- oficer rezerwy WP, Kazimierz Pasek „Wydra”-przedwojenny zastępca inspektora w Lublinie i oficer rezerwy WP, a po wojnie pracował m. in. w Głównym Inspektoracie Pożarnictwa Ministerstwa Administracji Publicznej, st. instr. poż., kpt. ZSP w Gdyni Leon Korzewnikjanc „Doliwa”-.b. komendant Miejskiej zawodowej Straży Pożarnej w Gdyni i naczelnik OSP Mokotów w Warszawie-Antoni Barcikowski. Autorem tej listy był Leon Korzewnikjanc, który mógł nie znać wszystkich uczestników osobiście i pewnie przytoczył znanych sobie oficerów i działaczy. Inna sprawa, że zebrania konspiracyjne nie przewidywały np. ceremonii przedstawiania, witania gości. Szkoda zatem, że listy Korzewnikjanca nie uzupełniono. Podczas zebrania, które zagaił Stanisław Gieysztor, zdecydowano się na podjęcie działalności przeciwko okupantowi i powołano organizację-Strażacki Ruch Oporu „Skała’. Wybrano też jej ścisłe kierownictwo i nakreślono zadania oraz ustalono organizację w terenie. Zadeklarowano, że organizacja utożsamia się z politycznym programem obozu Władysława Sikorskiego, co oznaczało podporządkowanie się rządowi polskiemu na emigracji. Do 1943r. „Skała” była organizacją samodzielną, po czym weszła do organizacji Wojskowej Korpus Bezpieczeństwa. Wraz z nią 26 lipca 1944r. podporządkowana została Polskiemu Komitetowi Wyzwolenia Narodowego i od 22 sierpnia 1944r. Naczelnemu Dowódcy WP Podczas założycielskiego zebrania wyłoniono ścisłe kierownictwo SRO „Skały”, Komendę Główną jak niekiedy je nazywano. Weszli do niej: por. WSO Jerzy Lgocki „Jastrząb”, „Leszek”, „Jerzy”-I komendant, komendant WSO-Stanisław Gieysztor „Szachowski’, ‘Skoczek” i st. insp. poż. Jan Sztromajer-II komendant, st. instr. por. poż. Leon Korzewnikjanc „Doliwa”-I szef sztabu, st. insp. Szymon Jaroszewski- II szef sztabu. Do kierownictwa „Skały” weszli w charakterze jego członków: mgr Bolesław Chomicz „Dziadek I”- b. prezes GZSP RP, Feliks Nowotny i Stanisław Drożdżeński. Początkowo organizacja była terytorialnie podzielona na osiem okręgów, na czele, których stanęli komendanci. Poniższe zestawienia pochodzą z prac; Augustyna Jaworskiego i Jacka Wilczura, Piotra Matusaka, Józefa Mikuły, Władysława Pilawskiego. Okręg Stołeczny Warszawa I komendant-kpt./ mjr poż poż. Stanisław Drożdżeński, „Kostek”. Okręg Warszawsko- Lubelsko-Białostocki- I komendant - mgr Bolesław Chomicz, „Dziadek I”, który nie podjął jednak działalności w „Skale”. Komendant woj. warszawskiego- por. poż. inż. Jan Markiewicz. Komendant województwa lubelskiego- mjr Stefan Licewicz. Komendant woj. białostockiego- inż. Czesław Ziółkowski. Okręg Wileński- I komendant ppłk poż. Longin Wojciechowski? Okręg Krakowski, I komendant mjr poż. Jan Dura. Okręg Radomsko-Częstochowski, I komendant ppłk poż. Józef Mikuła. Jego zastępcą był por. poż. Jan Teichert. Okręg Łódzko-Poznański- Katowicki, I komendant kpt. poż. Jan Czapski. Okręg Gdyńsko- Toruńsko-Bydgoski, I komendant mjr poż. Adam Bartoszewski. Okręg Lwowski I komendant kpt. poż mgr Ludwik Książek. Z upływem czasu, i dla poprawy systemu dowodzenia i koordynacji, wykształcił się inny podział terytorialny. Opierał się on na dystryktach, przy zachowaniu okręgów obejmujących m. Warszawę i woj. warszawskie. Stołeczny- kpt. poż. Stanisław Drożdżeński „Kostek”. Warszawski- por. poż. inż. Jan Markiewicz. Krakowski—kpt. poż. Edward Żołdani. Lubelski- mjr poż. Mieczysław Stylski, który po wojnie do 1962r. kierował ochroną przeciwpożarową w woj. lubelskim. Radomski- ppłk poż. Józef Mikuła. W strukturze KG działał Główny Inspektorat, który koordynował działalność wszystkich działów „Skały”. Na jego czele stał płk? poż. Eugeniusz Rusiecki (pierwszy komendant Szkoły Podoficerów Pożarnictwa w Krakowie), który był jednocześnie komendantem ZZSP w Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych. Jego zastępcą, był płk? poż. Mieczysław Zdzieszyński, który przed wojną i po jej zakończeniu, był inspektorem naczelnym ZSP RP, a w drugiej połowie l. 50 XX w. ZOSP. Na szczeblu powiatów działalnością „Skały” kierowali komendanci powiatowi lub miejscy. Na poziomie gmin kierowali nią naczelnicy rejonowi. Nie wiemy jednak czy we wszystkich jednostkach tego szczebla powiatowego, organizacja istniała. Z materiałów oraz informacji ustnych wynika, że „Skała” posiadała, co najmniej po kilku zaprzysiężonych strażaków-6, w jednostce straży pożarnej. Wskazuje to na kadrowy charakter organizacji. Jej liczebność mogła wynosić nawet 120 tys. Jednak Stanisław Kuta w pracy „Ochotnicze Straże pożarne w Polsce Ludowej. 1944-1975”, s.55, stwierdza, że „Skała” mogła posiadać 80 tys. ludzi. Na drugim biegu nie jest wielkość ok. 5 tys. członków (Matusak, s. 66). Warunki okupowanej Polski, a w szczególności szalejący terror, powodowały, że stałemu uszczupleniu uległ skład osobowy kierownictwa Strażackiego Ruchu Oporu „Skała”. Już, 25 czerwca 1940r. Niemcy aresztowali II komendanta Stanisława Gieysztora i II szefa sztabu-Szymona Jaroszewskiego i osadzili w więzieniu śledczym Sicherheitpolizei, Sipo, Policja Bezpieczeństwa, na Pawiaku przy ul. Dzielnej 24 w Warszawie. Następnie obu, w transporcie 513 więźniów, przetrzymywanych w Warszawie przy ul. Podchorążych- gdzie potem stacjonował pułk kawalerii SS, 14 sierpnia, wywieziono do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Był to pierwszy warszawski transport, do tego miejsca zapomnianego przez Boga. Gieysztor tam zginął, w listopadzie 1940r., a Jaroszewski- 25 czerwca 1942r. Pomimo wyznaczenia na stanowiska, działalności w „Skale” nie podjęli, mgr Bolesław Chomicz i Jan Sztromajer. Byli postaciami mało znanymi w zawodowym pożarnictwie. Na początku lutego 1940r. zmarł Feliks Nowotny. Jak wspomina płk poż. w st. spocz. Władysław Pilawski, od początku 1941r. do momentu aresztowania płk poz. Jerzego Lgockiego, ścisłe kierownictwo organizacji tworzyli: płk poż. Jerzy Lgocki, ppłk poż. Józef Mikuła, jako zastępca komendanta głównego i mjr poż. Leon Korzewnikjanc- szef sztabu. Po aresztowaniu Jerzego Lgockiego, w styczniu 1944r., obowiązki komendanta głównego „Skały” przejął Józef Mikuła. Terenowe struktury „Skały” opierały się na sieci polskich straży pożarnych. I tak na szczeblu dystryktu działały komendy okręgowe, w powiatach komendy powiatowe i miejskie oraz naczelnicy rejonowi w gminach. Poszczególnych komendantów terenowych mianowali, wyznaczali komendanci wyższego stopnia. Oni też odbierali przysięgi, od nowo przyjmowanych członków. SRO „Skała” prowadził spory wachlarz działań. Nie było w nim jednak poza jedną akcją- działań o charakterze bojowym, zbrojnym. Tą jedyną akcją było uderzenie na posterunek policji granatowej, 21 października 1943r., w miejscowości Skrzydlna, w pow. limanowskim. Po ataku, oddział liczący ponad 30 ludzi (słuchacze Centralnej Szkoły Pożarniczej, dowódca mjr poż. Leon Korzwnikjanc, oddział zorganizowano na polecenie J. Lgockiego) został, w wyniku obławy otoczony w Lesie Kamienica koło wsi Stróża (w tej wsi, latem 1913r. działała Oficerska Szkoła Strzelców-Związku Walki Czynnej, którą założył Józef Piłsudski). Podczas starcia zginęło 5 strażaków, a dwoje, w tym córka Lgockiego- Krystyna, wpadło w ręce Niemców. O dalszych losach córki Lgockiego poniżej. Jaki związek z akcją w Skrzydlnej miały aresztowania wśród kadry oficerskiej, w listopadzie 1943r? Pamiętajmy też, że po zejściu pułkownika Lgockiego do podziemia, niemieckie służby policyjne szczególnie skrupulatnie zaczęły przyglądać się środowisku pożarniczemu- zwłaszcza kadrze oficerskiej. Ponadto, 2 października 1943r. generalny gubernator wydał rozporządzenie o zwalczaniu zamachów na niemieckie dzieło odbudowy w GG. Główne, podstawowe zadania wykonywane przez Strażacki Ruch Oporu „Skała”; - ochrona mienia Polaków przed klęską pożaru, - uprawianie wrogiej wobec okupanta, propagandy w szeregach polskich straży pożarnych, - angażowanie do działalności w strażach pożarnych młodych mężczyzn, w celu uchronienia ich przed skierowaniem, wywózką do prac przymusowych w Niemczech, - ukrywanie, melinowanie, głównie strażaków ściganych przez niemiecki aparat okupacyjny, - udostępnianie zbrojnemu podziemiu obiektów strażackich w celach szkoleniowych , - opóźnianie w prowadzeniu działań gaśniczych w obiektach należących do Niemców, - podpalanie obiektów należących do aparatu okupacyjnego, - niszczenie podręcznego sprzętu gaśniczego i pożarniczego, - współpraca ze zbrojnym polskim podziemiem: ZWZ/AK, GL, BCh, - udostępnianie środków transportu innym organizacjom zbrojnego podziemia, w tym przewóz ludzi, broni i sprzętu oraz wykonywanie przerzutów zagrożonych konspiratorów, poza granice GG, - pomoc rodzinom, których najbliżsi przebywali w aresztach, obozach koncentracyjnych, walczyli poza granicami kraju, bądź utracili takich, a będących w trudnym położeniu materialnym, - ukrywanie broni i wyposażenia wojskowego oraz radioodbiorników, - organizowanie schronisk dla inwalidów wojennych, we współpracy z PCK, - przeprowadzanie dywersji i sabotażu, - prowadzenie szkolenia wojskowego, - prowadzenie działalności o wymiarze patriotycznym, - prowadzenie prac w celu podjęcia działalności ochrony przeciwpożarowej na terenach , które miały przypaść Polsce po wojnie, - wystawianie legitymacji służbowych i dokumentów, osobom nie będącym strażakami, - pomoc ludności żydowskiej. ARESZTOWANIE I KATORGA Kierownik Techniczny Pożarnictwa płk poż. Jerzy Lgocki, był człowiekiem odważnym i zdeterminowanym, w swej działalności i postępowaniu wobec okupanta. Zajmowany urząd dawał mu sporo swobody, w wykonywaniu obowiązków komendanta „Skały”. Mógł bez ograniczeń poruszać się po terenie całego Generalnego Gubernatorstwa. Zatem swoją urzędową pozycję wykorzystywał w stopniu maksymalnym, dla celów konspiracyjnych. Nie uszło to uwadze niemieckiej policji, która penetrowała polskie straże pożarne, wysługując się folksdojczami i zwykłymi kapusiami. Tych podczas okupacji nie brakowało, a nawet dziś jest to temat tabu, wszak wstydliwy niemożebnie. W jakimś momencie doniesiono mu, że jest „spalony” i kwestią niedługiego czasu jest jego aresztowanie. Musiał, zatem dla ratowania życia opuścić służbę i ukryć się w podziemiu. Stało się to na przełomie czerwca i lipca 1942r. Jego „zejście” zaaranżowano nietypowo, bowiem upozorowano napad na niego, kiedy odbywał samochodem podróż służbową z Warszawy do Radomia. Tuż przed stolicą dystryktu radomskiego, płk poż. Jerzy Lgocki pozostawił samochód przy szosie pod lasem. Miało to świadczyć o porwaniu i likwidacji jego osoby, jako kolaboranta. A akcję mieli przeprowadzić partyzanci. Czy Niemcy uwierzyli w porwanie i likwidację Lgockiego przez polskie podziemie?. Myślę, że w niemieckich archiwach jest odpowiedź na takie pytanie. Po „napadzie i porwaniu”, Jerzy Lgocki- już w przebraniu cywilnym, udał się do ppłk poż. Józefa Mikuły. Ten ukrył go w sekretnym pokoiku, który mieścił się nad swoim mieszkaniem. Znajdowało się ono w budynku, w którym było biuro instruktora dystryktu, przy ul. R. Traugutta. O opuszczeniu „meliny” w Radomiu- przebywał tam do końca lipca- zadecydowała, niefrasobliwość samego Lgockiego, który łamiąc surowe zasady konspiracji, opuścił pokoik i udał się po papierosy do pobliskiego sklepu. Zauważyła to żona Mikuły i po zwróconej mu uwadze doszło awantury. Wobec takiego obrotu sprawy ppłk poż. Józef Mikuła wywiózł Lgockiego do Warszawy, gdzie przy ul. Królewieckiej 37 mieszkała już jego żona z córkami. Nie było to jednak jedyne miejsce zamieszkania Lgockiego i rodziny. Ze względów bezpieczeństwa-co oczywiste- korzystał on z rożnych lokali: przy ul. Barskiej 25 w Warszawie, u państwa Bukowskich, którzy byli teściami por/ kpt poż. inż. Tadeusza Glazera, w Warszawie oraz w Krakowie u kpt. poż. Edwarda Żołdaniego i u państwa Freislerów Nowym Sączu. Czy były to wszystkie nielegalne mieszkania Lgockich? Przywołany wyżej inż. Tadeusz Glazer, był absolwentem Wydziału Chemii Politechniki Warszawskiej. W okresie okupacji krótko był komendantem Centralnej Szkoły Pożarniczej. Potem, był zastępcą komendanta ds. nauczania. Jednocześnie, był wykładowcą. Działał w SRO „Skała’, w którym był łącznikiem płk poż Jerzego Lgockiego z ogniwami terenowymi. Był mocno zaangażowany w działalność pomocową na rzecz rodzin poległych strażaków. Po wojnie pracował nadal w warszawskiej szkole. Od 1950r., zatrudniony był, w kierowniczym stanowisku w ochronie przeciwpożarowej, Ministerstwa Przemysłu Chemicznego. Jak Niemcy wpadli na trop płk poż. Jerzego Lgockiego? Naszymi losami decyduje często zwykły przypadek. Ten był jednak działaniem chytrze zaplanowanym. Po fatalnej w skutkach akcji w Skrzydlnej, Niemcy ujęli córkę Lgockiego- Krystynę i umieścili w więzieniu śledczym na Montelupich 7, w Krakowie. Los sprawił, że w Lgockiej zakochał się jeden z oficerów gestapo. Dzięki Mikule wiemy, że z miłości do pięknej Polki, wyjednał u swych przełożonych skierowanie jej do kobiecej fabryki śmierci- obozu koncentracyjnego Ravensbrϋck. Jednak stała się rzecz straszna. W więziennej celi, w której przebywała Krystyna Lgocka, gestapo umieściło podstawioną więźniarkę. Pewnego dnia, po powrocie z przesłuchań, „współtowarzyszka” niedoli oświadczyła, że zostanie zwolniona z więzienia z powodu braku dowodów przeciwko niej i zaoferowała Krystynie Lgockiej, usługę w postaci przekazania wiadomości rodzicom, rodzinie przebywającej w Warszawie. Lgocka jej zaufała i podała adres. Dalej bieg wypadków był banalnie prosty. Gestapowcy dotarli na Królewiecką 37, tam aresztowali Lgockich, ich córkę Danutę i narzeczoną syna Wiesława. Wszyscy trafili na Pawiak, a stało się to w styczniu 1944r. Po kilkumiesięcznym pobycie na Pawiaku, któremu towarzyszyły mordercze przesłuchania, przez panów z pewnej rasy i to wyższej, 22 maja 1944r. Jerzy Lgocki został włączony do transportu 600 więźniów podzielonych na trzy grupy, w celu wywiezienia do obozu koncentracyjnego Stutthof. Dlaczego tam? Obozy, które do tej pory przyjmowały warszawskie transporty, nie mogły już tego czynić, bowiem Auschwitz, wobec ofensywy Armii Czerwonej i Wojska Polskiego, przygotowywał się do ewakuacji, a Gross-Rosen na Dolnym Śląsku, był przepełniony. Zresztą do tego obozu kierowano transporty z Auschwitz. Więźnia politycznego Jerzego Lgockiego zakwalifikowano go do tzw. III grupy liczącej 219 osób. Były one uznane za najgroźniejszych przestępców i wrogów Trzeciej Rzeszy oraz narodu niemieckiego. Taka kwalifikacja, była w rzeczywistości wyrokiem śmierci. Transport do obozu koncentracyjnego Stutthof, wyruszył ze stacji Warszawa-Zachodnia, 24 maja 1944r. Najpierw jednak więźniów przewieziono z Pawiaka samochodami. Od samego początku mieli oni ręce związane do tyłu. W podstawionych wagonach do przewozu bydląt umieszczono łącznie 859 lub 867 więźniów, bowiem dołączono do nich grupę nieszczęśników, z więzienia śledczego na Zamku Lubelskiego. Pod silną ochroną-ponad 150 żandarmów, więźniowie dotarli jeszcze tego samego dnia późnym wieczorem, do Stutthofu. Obóz koncentracyjny Stutthof, był pierwszym i zarazem najdłużej działającym miejscem eksterminacji na ziemiach zakreślonych granicami współczesnej Polski. Uruchomiono 2 września 1939r. i formalnie rozwiązano 9 maja 1945r. Był Konzentrationslager Stutthof, podobnie jak inne obozy koncentracyjne, miejscem niewyobrażalnego poniżenia człowieka przez …Był miejscem fizycznej eleminacji. W obozie Stutthof, Jerzy Lgocki już jako więzień polityczny, otrzymał numer obozowy 36 167 i został umieszczony w bloku nr XIX. Wraz z nim m. in. byli: Michał Issajewicz „Miś”- uczestnik zamachu na generała Policji i SS-Brigadefϋhrera Franza Kutscherę- dowódcę SS i Policji na Warszawę, ppłk WP Zygmunt Rylski- nr 35 964 i Krzysztof Dunin –Wąsowicz- nr 36 090. Ten ostatni, niezwykle zasłużony po wojnie historyk i varsawianista, zmarł w wieku 90 lat, 9 maja 2013r. W Stutthofie, był też brat Krzysztofa Marek- nr 35 461. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, który był z Lgockim na Pawiaku i w Stutthofie, przebywał też w Policach, w swej pracy „Obóz koncentracyjny Stutthof”, wydanej w Gdyni w 1966r., tytułuje Lgockiego podpułkownikiem i zalicza do zawodowej kadry oficerskiej WP (s.129-131). Płk poż. Jerzy Lgocki, należał do grupy tych więźniów, których akta osobowe znajdowały się, w sądzie specjalnym –Sondergericht, w Berlinie. Oni sami byli przeznaczeni do likwidacji jeszcze przed zakończeniem wojny. Wiemy, że nigdy nie upadali na duchu i wierzyli w odzyskanie wolności. Prowadzili, w obozie działalność konspiracyjną, którą kierował ppłk Zygmunt Rylski. W związku z rozbudową kluczowej dla niemieckiej armii fabryki benzyny syntetycznej (Hydrierwerke Pölitz wchodząca w skład koncernu IG Farben Industrie), w Policach pod Szczecinem, postanowiono przy niej utworzyć obóz zewnętrzny, obozu koncentracyjnego Stutthof (Außenlager Pölitz bei Stettin). Była to pierwszą filia tego obozu. Zlokalizowano ją na terenie ob. Parku Leśnego i przy ob. ul. Ofiar Stutthofu, a wtedy na szczecińskim osiedlu Mścięcino (wówczas Messnthin), które od 1954r. stanowi część Polic. Lager oficjalnie uruchomiono 25 czerwca 1944r., a pierwszy transport, liczący 400? Więźniów, w tym 100 wywodzących się z Pawiaka- wyruszył ze Stutthofu koleją i dotarł pod Police, 27 czerwca 1944r. Kolejne dwa- 12 i 18 lipca. Liczyły one odpowiednio-300 i 200 więźniów. W sumie ze Stutthofu łącznie 3000 więźniów. W którym z tych transportów, był Jerzy Lgocki?, bBo to, że umieszczono go pod Policami, nie ulega wątpliwości. Przez cały okres funkcjonowania filii- do 17 kwietnia 1945r., przeszło przez nią 7 tys. więźniów. Wiemy, że z obozu macierzystego kierowano kolejne transporty niewolników, więźniów, ale katorżnicza praca, skandaliczne wyżywienie, brak opieki medycznej, urągające nawet najniższym standardom warunki higieniczne, sanitarne, ustawiczne bicie więźniów i ciężkie choroby, powodowały wysoką śmiertelność. Pod koniec funkcjonowania lagru- najstraszliwszego z wszystkich obozów zewnętrznych, komand roboczych Stutthofu-, przebywało w nim ok.2 tys. ludzi, którzy zamiast nazwisk nosili numery, bo tak chcieli zwyrodnialcy. Ewakuacja z Außenlager Pölitz bei Sttetin została zapoczątkowana 17 kwietnia 1945r., kiedy więźniowie słyszeli już odgłosy armat zbliżającej się Armii Czerwonej. Tego dnia koleją w kierunku m. Barth pod Rostockiem udała się grupa 384 więźniów. Kolejna grupa wyruszyła 20 lub 21 kwietnia do Bergen-Belsen. Liczyła ona 800 więźniów. Przed 25 kwietnia odeszła, w kierunku Rostocku reszta, z wyjątkiem blisko 300 chorych i niedołężnych, których na miejscu rozstrzelano. W jakim momencie stracił życie Jerzy Lgocki? Wg relacji Krzysztofa Dunina-Wąsowicza zawartej w książce „Police” (wyd. w Warszawie, w 1974r.) na s.77-78, został on zamordowany w Policach, na kilka dni przed wyzwoleniem podobozu. Ale ten sam autor w pracy „Transporty warszawskie w Stutthofie” (zamieszczona na stronie Muzeum KL Stutthof), w przypisach podaje, że Lgocki zmarł w 1944r. Mógł też znaleźć się w grupie ok 300 więźniów, rozstrzelanych ok 25 kwietnia 1945r. 26 kwietnia 1945r. do Polic wkroczyli żołnierze radzieccy. Gdzie mogą być szczątki płk poż. Jerzego Lgockiego? Przyjmując, że zginął na terenie filii w Policach, Mścięcinie- to powinny być one w miejscu popełnienia zbrodni. Rodzina Jerzego Lgockiego Jerzy Lgocki założył rodzinę najprawdopodobniej w 1920r. O zgodę na ożenek, w tamtym czasie oficerowi mógł wyrazić zgodę sam minister spraw wojskowych. Jego małżonka Janina, która na świat miała przyjść ok 1900r., była prawdopodobnie z zawodu nauczycielką. Z pewnością wtedy Lgocki miał wtedy dość wojaczki i pragnął domowego, rodzinnego życia., a i wdzięki młodej kandydatki na współtowarzyszkę życia nie były mu- góralowi- obojętne. Występując z armii, widział siebie w działalności rolniczej. W tym celu wystąpił o przyznanie mu działki rolniczej na Kresach Wschodnich. Możliwość otrzymania nieodpłatnie działki dawała ustawa z 17 grudnia 1920r. o nadawaniu zasłużonym w walce o niepodległość, żołnierzom Wojska Polskiego, ziemi, która stanowiła własność państwową. Działki mogli otrzymać żołnierze odznaczeniu w walce z wrogiem, inwalidzi wojenni i ochotnicy, którzy dobrowolnie wstąpili w szeregi wojska i bili się w obronie Polski. Do akcji osiedleńczej, głównie na Kresach Wschodnich, przystąpiono wiosną 1921r. i trwała ona do 1923r. Osadnicy wojskowi mogli otrzymać do 45 ha gruntu rolnego. Ponadto po jednej parze koni z uprzężą i wóz, po 80 m³ drewna budowlanego oraz kredyty o łącznej wartości 100 tys. marek polskich. Zakwalifikowanych żołnierzy organizowano w poszczególnych pułkach i dywizjach, a te miały przygotować siedziby dla osadników. Było z tym różnie i dlatego pierwszy okres po objęciu gruntów, był niewyobrażalnie trudny. Poza tym kolonie osadników- pompatycznie nazywane stanicami- nie posiadały podstawowej infrastruktury, np. dróg, studni. Brakowało najprostszych narzędzi rolniczych. W ramach pierwszej akcji osadniczej ziemie (1331,46 ha) otrzymało 7345 b. żołnierzy. Po kilku latach akcja osadnicza wznowiona, a liczba osadników wojskowych doszła do 8355 (chętnych było 99 513), z czego blisko 12 % stanowili oficerowie młodsi. W całej liczbie osadników- aż 750, było kawalerami Orderu Virtuti Militari. Porucznik Jerzy Lgocki otrzymał działkę nr 32, pod miasteczkiem Radziwiłłów, w ówczesnym powiecie dubieńskim województwa wołyńskiego. Województwo to utworzono 19 lutego 1921r. W tym czasie aż 68,4 % jego ludności stanowili Ukraińcy, a Polacy ledwie 16,8 %. Najwięcej wyznawców miało w nim prawosławie- 74,2 %. Katolików było 11,6 %. Wraz z Jerzym Lgockim działki tam otrzymało 59 zasłużonych żołnierzy. Osada wojskowa uzyskała niebawem status gromady i nazwę-Osiedle Wojskowe. Na czele tej społeczności z racji posiadanego stopnia wojskowego stanął por. Jerzy Lgocki. Przywołany aktualny wówczas stopień wojskowy Lgockiego, świadczy, że decyzja o przyznaniu działki nastąpiła przed wybuchem III Powstania Śląskiego, po którym to został on awansowany do rangi kapitana artylerii. W radziwiłłowskim środowisku osadników wojskowych, był Lgocki osobą z najwyższym stopniem wojskowym. Ale nie z tego powodu pełnił rolę przywódcy dawnych wiarusów. Był przecież bardzo dobrym organizatorem i mądrym człowiekiem. Znane mu były realia wiejskiego życia, chociaż te na skalnym Podhalu, były one daleko bardziej surowe. Organizował kursy wiedzy rolniczej i szeroko pojętej oświaty. Służył pomocą prawną i załatwiał wiele życiowych spraw osadników i ich rodzin. Był reprezentantem środowiska wobec administracji, w miasteczku. Przewodził w organizowaniu uroczystości patriotycznych. Działał prężnie w Kasie Stefczyka i Związku Osadników Wojskowych. Czy działał w straży pożarnej? Z pewnością podejmował działania na rzecz poprawy bezpieczeństwa przeciwpożarowego i tworzył zręby organizacji działań na wypadek pożaru, wszak groźba wybuchu pożaru, w ówczesnych realiach była boleśnie realną na każdym kroku. Inna sprawa, że np. w 1925r. w woj. wołyńskim, które zajmowało ponad 30 tys. km², były tylko 82 ochotnicze straże pożarne, a dwa lata później- 132, co wskazuje, że jedna straż przypadała odpowiednio na 369 km² i 229 km². W tym czasie np. w woj. krakowskim było ich odpowiedni-671 i 675, co powodowało, że jedna straż przypadała na 26 km². Pierwszym dzieckiem Janiny i Jerzego Lgockich, był syn Wiesław, który na świat przyszedł prawdopodobnie w 1920r. Niestety nie wiemy też gdzie urodził się Wiesław. Z dostępnych nam dokumentów wynika, że uczęszczał do VI Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Tadeusza Kościuszki w Krakowie. W tym czasie mieszkał na krakowskim Podgórzu. Szkołę ukończył je w 1938r. i wstąpił na Wydział Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po tym jak ojciec objął urząd Kierownika Technicznego Pożarnictwa, został jego biurze zatrudniony. Był wtedy mieszkańcem krakowskiego Podgórza. W działalność konspiracyjną włączył się natychmiast po założeniu SRO „Skała”. Młody Lgocki odbył pierwszy kurs oficerski w Centralnej Szkole Pożarniczej w Warszawie, który przeprowadzono od 20 września 1942r. do 28 lutego 1943r. Znalazł się on w gronie 63 absolwentów historycznego kursu, wśród m. in. inż. Jerzego Brońskiego (po wojnie, był głównym Inspektorem Ochrony Przeciwpożarowej Głównego Kwatermistrzostwa WP, a w 1948r. został rozstrzelany na przynależność do AK, Matusak, s. 93), Czesława Czmocha, Stanisława Gałka (wtedy komendant zakopiańskiej ZSP, a po wojnie długoletni powiatowy komendant straży pożarnych w Nowym Targu i krótko wojewódzki komendant straży pożarnych w Krakowie), inż. Zbigniewa Grynczela, Edmunda Kowalskiego, Hieronima Michalskiego, Henryka Ołdakowskiego czy Włodzimierza Strusia. Komendantem kursu był mjr poż. Leon Korzewnikjanc, a wśród wykładowców m. in. byli: dr Marian Filipek, inż. Czesław Centkiewicz, inż. Eugeniusz Doering (od 1944r. gen. poż. i Główny Inspektor Pożarnictwa w Ministerstwie Administracji Publicznej), ojciec Wiesława, Jerzy, ppłk poż. Tadeusz Busza, ppłk poż. Franciszek Sobczyk, ppłk poż. Józef Mikuła, mjr poz. Stanisław Drożdżeński (po wojnie kolejno komendant Centralnej Szkoły Pożarniczej i Centralnego Ośrodka Wyszkolenia Pożarniczego i oficer KGSP, w 1954r., na krótko przed śmiercią niesłusznie zwolniony) i por. poż. Eugeniusz Goławski. W działalności antyhitlerowskiej, Wiesław Lgocki „Jastrzębiec” wykazywał zawsze niebywałą odwagę. Pałał wielką żądzą nienawiści do bezwzględnych Niemców. Wykonując czynności służbowe, realizował jednocześnie zadania konspiracyjne, jako łącznik pomiędzy komendantem głównym „Skały”, a ogniwami w terenie. Przewoził przy tej okazji materiały i dokumenty konspiracyjne. Niekiedy dopisywało mu szczęście jak np. w Radomiu na stacji kolejowej, kiedy wpadł w łapance. Miał wtedy przy sobie ulotki, siedem sfałszowanych kenkart oraz pistolet. Kennkarty zjadł w drodze na gestapo. Jego i kolegów szczęście, w tym kpt. poż. Leopolda Kiersznowskiego- oficera w biurze instruktora dystryktu ppłk poż. Józefa Mikuły i dobrego znajomego Jerzego Lgockiego, polegało na tym, że przesłuchujący gestapowiec, był na usługach polskiego podziemia. Ppor. poż. Wiesław Lgocki, wpadł w ręce Niemców dość przypadkowo, bo w czasie jednej z łapanek na terenie Krakowa (Mikuła. s 56.). Po zatrzymaniu, osadzony został jako zakładnik, w okrytej złą sławą hitlerowskiej katowni –w więzieniu śledczym na Montelupich. O tym fakcie zakomunikowano na afiszu śmierci z 14 listopada 1943r. Niebawem ppor. poż. Wiesława Lgockiego zastrzelono. Nim to nastąpiło - gdy przyszedł do jego celi więzienny strażnik, rzucił się na niego i go w ataku szału błyskawicznie udusił. Gdzie spoczął ppor. poż. Wiesław Lgocki? Drugie dziecko Lgockich- córka Krystyna urodziło się w 1926r. w Radziwiłłowie. Podobnie jak ojciec i brat, działała w Strażackim Ruchu Oporu „Skała”. Po akcji pod Skrzydlną, gdzie była sanitariuszką została umieszczona na Montelupich. Stąd, w opisanych wcześniej okolicznościach, wywieziono ją do głównego kobiecego obozu koncentracyjnego Ravensbrϋck, na Rzeszy. Gdy przebywała na Montelupich nie wiedziała o tym, że w tym mrocznym miejscu jest też jej brat-Wiesław. Po wojnie Krystyna Lgocka nie wróciła do Polski. Najpierw mieszkała na terenie Szwecji, a następnie w Anglii. Wreszcie osiadła w Ottawie, w Kanadzie. Tam ok 1950r. wyszła za Kazimierza Orlika-Rϋckemana (r. ur.-1925) - syna Wilhelma, o rok młodszego od swego ojca Jerzego, legionisty, pioniera polskiej broni pancernej, ostatniego dowódcy KOP i gen. bryg. Dochowała się dwojga dzieci-Andrzeja (r.ur.-1951) i Marii (r.ur.-1958). Najmłodsze dziecko Lgockich- Danuta, urodziła się w 1928r. Na Pawiak trafiła w styczniu 1944r. wraz z rodzicami. Z tego więzienia została wraz z matką i swą przyszłą bratową, w grupie innych kobiet, oznaczonych numerami od 40 394 do 40 453, wywieziona do obozu Ravensbrϋck. Była tam już Krystyna. Los, tym razem okazał się przewrotnie łaskawy i sprawił, że mogły się w tym rzeczywistym piekle dla kobiet, spotkać. Co mówiły? Jak opisywały swe losy, i losy ojca, brata. Z pewnością nie wiedziały o wszystkim, czego cała rodzina doświadczyła. Ile było w nich, w tym momencie radości, bólu i strachu. Czego więcej i kiedy więcej? W kwietniu 1945r. obóz Ravensbrϋck, wobec zbliżania się wojsk radzieckich został ewakuowany w kierunku północno-zachodnim. Niebawem też, więźniarki uzyskały upragnioną wolność z rąk żołnierzy amerykańskich. Do kraju jednak nie powróciły. Z paniami Lgockimi w Ravensbrϋck, przebywała też narzeczona Wiesława, która po wojennej tułaczce wróciła do Polski i po jakimś czasie spotkała się z ppłk poż. Józefem Mikułą i jego żoną. Opowiedziała im o losach całej rodziny Lgockich (Mikuła, s. 63). Jakim człowiekiem był Jerzy Lgocki? Był odważnym i zdecydowanym żołnierzem, oficerem i dowódcą, co potwierdzają odznaczenia bojowe. Był bezkompromisowym i stanowczym, w dążeniu do celów. Wsłuchiwał się w głosy innych, ale był twardo obstawał przy swoim, wtedy gdy miał głębokie przekonanie o swych racjach. Umiał ich bronić. Cieszył się autorytetem wśród współpracowników i podwładnych. Z respektem podchodzili do niego wszyscy. Był elegancki. Wypowiadał się jasno operując oszczędną w środkach, nienaganną polszczyzną. Był towarzyski i inteligentny. Lubił biesiady, zabawę z przytupem góralskim i sport. Tryskała z niego energia i optymizm. Emanował tajemniczą siłą charakterystyczną dla wielki ludzi. Tak go opisywał nieodżałowany płk poż, st. bryg. Tadeusz Baniak, który poznał tą postać poprzez płk poż. Józefa Mikułę. Piszący dodaje, że był Jerzy Lgocki oddanym Polsce oficerem pożarnictwa i Wojska Polskiego. Był bojownikiem nie od parady, wszak służąc ojczyźnie i polskiemu pożarnictwu, oddał, to co miał najcenniejsze-własne życie. Roman Świst Wykorzystałem informacje zamieszczone m. in. na stronach prac: *Bartoszewski Władysław, „Warszawski pierścień śmierci. 1939-1944”, W-wa 1970. *Bednarczyk Tadeusz, „Rys historyczny Organizacji Wojskowej- Kadry Bezpieczeństwa Armii Krajowej --sikorszczycy w ruchu oporu, wrzesień 1939 do stycznia 1945” , W- wa 1997. *Encyklopedia II wojny światowej, pod red. prof. dr hab. Kazimierza Sobczaka, W-wa 1975. *„Encyklopedia powstań śląskich”’, praca zbiorowa, Opole 1982. *Jankowski Jan „Zarys historii wojennej 1-go pułku artylerii górskiej”, W-wa 1929. *Jaworski Augustyn, Wilczur Jacek, „Strażacka wierność. Z dziejów strażackiego antyhitlerowskiego ruchu oporu w okupowanej Warszawie w latach 1939-1945”, W-wa 1988. *Dr Kazimierz Krotoski „Sprawozdania Dyrektora Gimnazyum w Nowym Targu za rok 1907, 1908/09 i 1914/16”. *„Kto był kim w Drugiej Rzeczypospolitej”, pod red. Jacka M. Majchrowskiego, W-wa 1994. *Kus Kazimierz „Zeszyty historyczne pułków polskich 1918-1920.6 pułk artylerii polowej”” W-wa 1929. *Łamaszewski Jerzy, Pilawski Władysław, „Księga pamięci funkcjonariuszy pożarnictwa i strażaków ochotników. 1939-1945”, W-wa 1986. *Majchrowski Jacek, „Wojskowe kariery kadrowiaków” (w) WPH nr 3 (149), W-wa 1994. *Matusak Piotr, „Udział strażaków w walce o niepodległość w okresie II wojny światowej”, (w) Zeszyty Historyczne ZOSP RP, t1, W-wa 1996. *Mikuła Józef, „Najtrudniejsze czasy. Wspomnienia z lat 1939-1945”, W-wa 1985. *Moniczwski Jerzy, Buczak Leszek we współpracy z Mazanem Leszkiem „A tu się pali jak cholera. Szkice z dziejów Krakowskiej Straży pożarnej”,, Kraków 2010. *Moś B. Wojciech „Strzelcy podhalańscy 1918-1939”, Kraków, 1989. *Pilawski Władysław, „Strażacki Ruch Oporu ‘Skała”, W-wa 1994. *Pollack Juliusz, „Jeńcy polscy w hitlerowskiej niewoli”, W-wa 1986r. *Sienkiewicz Witold „Mały słownik historii Polski”, W-wa 1991. *„Stutthof-hitlerowski obóz koncentracyjny”, pod red. Donalda Steyera, W-wa 1988. *Ślaski Jerzy, „Polska walcząca.1939-1945”, t. 1 i 2, W-wa 1981. *Wanat Leon „Za murami Pawiaka”, W-wa 1985. Wiele informacji pozyskałem ze materiałów zamieszczonych na stronach internetowych: KG PSP, muzeów b. hitlerowskich obozów koncentracyjnych Auschwitz, Ravensbrȕck i Stutthof, b. niemieckiego więzienia policyjnego na Pawiaku, niemieckojęzycznym poświęconym formacjom policyjnym na terenie GG, poświęconych powstaniom śląskim, powstaniu na Spiszu i Orawie, osadnictwu wojskowemu w l.1921-1923 na Kresach Wschodnich, rewindykacji Zaolzia, wojnie obronnej 1939r., stronom genealogicznym zawierającym informacje o rodzie Lgockich i ich krewnych, rodzie Tetmajerów, Ziemi Nowotarskiej. Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego
|